1
Miał dziwne przeczucia, kiedy
jechał taksówką do domu. Coś mu podpowiadało, że na miejscu czeka na niego
niespodzianka i niekoniecznie przyjemna. Wciąż po głowie Justina tkwiła rozmowa
z Collinsem i to, czego dowiedział się o swojej chorobie serca. Skoro była
dziedziczna, to dlaczego Jeremy był zdrowy? Chłopak nie potrafił dopuścić do
siebie myśli, że jego ojcem tak naprawdę może być Thomas. Nie, to nie mogła być
prawda. Collins musiał pomylić HCM z inną chorobą. Przecież lekarz by mu o tym
powiedział, kiedy kilka miesięcy wcześniej stwierdził kardiomiopatię
przerostową. Tak, Collins musiał się pomylić. Zdecydowanie nie miał racji,
mówiąc, że ta choroba jest dziedziczna.
Kiedy tylko samochód zatrzymał
się przed domem, Justin zapłacił taksówkarzowi za kurs, zabrał torbę i wysiadł
z pojazdu. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Może jedynie tyle, że
nikt nie szczekał, kiedy przekraczał bramkę. Na samą myśl o Busterze chłopakowi
zrobiło się smutno, a miało być jeszcze gorzej, kiedy znajdzie się w domu.
Niepewnie przekroczył próg posiadłości i przerażony krzyknął na widok
biegającej przy jego nogach białej kulki. Po chwili jednak się uspokoił i
spojrzał z góry na maleńkiego pieska, który obwąchiwał nogawki jego spodni i
wesoło merdał ogonem. Obrońca z niego żaden, ale Justin musiał przyznać sam
przed sobą, że piesek był uroczy. Odłożył na bok torbę i kucnął przy
szczeniaku, wyciągając do niego dłoń. Od razu rozpoznał w nim maltańczyka i
domyślił się, że Pattie kupiła go głównie z myślą o Jazzy, która od dłuższego
czasu namawiała ją na kupno takiego psa. Justin o wiele bardziej wolał duże
psy, jak husky, alaskany czy labradory, ale taka maleńka kuleczka też ma w
sobie ogromny potencjał, o czym przekonał się już nieraz wychodząc z Busterem
na spacer. Jego pies zawsze myślał, że będąc takim dużym i masywnym okazem nie
zostanie przez nikogo zaatakowany. Tymczasem okazało się, że pogonił go mały
york. Justin do dzisiaj śmieje się, kiedy przypomni sobie żałosny wyraz pyska
Bustera, gdy „napastnik” odszedł w swoją stronę, a jemu pozostało zlizywanie z
łap porażki i zranionej dumy.
- Justin! – wrzasnęła Jazzy na
cały dom i rzuciła się bratu na szyję. – Widziałeś naszego nowego pieska? To Cheeky!
Chłopak parsknął cichym śmiechem,
jednak zaraz zrozumiał, dlaczego siostra tak właśnie nazwała nowego psa. Już na
pierwszy rzut oka widać było, że maltańczyk nie da sobie w kaszę dmuchać i
pomimo swojej małej postury okaże się oddanym kompanem.
- Jak było na obozie? – zapytała
Pattie, która ni stąd ni zowąd pojawiła się w przedpokoju razem ze Stevenem.
Wtedy chłopak zrozumiał, skąd
brały się te dziwne przeczucia. Uśmiechnął się niemrawo do matki i wziął
Cheeky’ego na ręce. Pies od razu zaczął lizać policzek szatyna, co wywołało
szeroki uśmiech na jego twarzy. Justin oddał pupila siostrze i bez słowa
poszedł na pierwsze piętro do swojej sypialni. Odniósł dziwne wrażenie, że
Steven nie jest już tylko gościem w ich domu, ale domownikiem. Justin nie mógł
uwierzyć, że Pattie podjęła tak ważną decyzję bez niego. Przecież chyba miał
cokolwiek do powiedzenia, prawda?
Zdenerwowany rzucił torbę na
ziemię i usiadł na łóżku. Zdążył jedynie wyjąć z kieszeni dżinsów telefon,
kiedy do pokoju wkroczyła Pattie. Justin spojrzał na nią, marszcząc czoło i
przewrócił teatralnie oczami, spodziewając się długiego monologu.
- Jeśli chcesz powiedzieć mi, że
Steven się do nas wprowadził, to nie musisz. Sam się domyśliłem – powiedział,
widząc, że kobieta otwiera już usta.
- Po prostu nie zachowuj się jak
skończony idiota – wymruczała pod nosem, zakładając ręce na piersiach. – Jak
było na obozie?
- Okay, dowiedziałem się paru
ciekawych rzeczy, ale na razie zostawię je dla siebie – odpowiedział,
uśmiechając się sztucznie. – To wszystko? Chciałbym odpocząć po podróży.
Pattie już nic nie odpowiedziała,
tylko omiotła spojrzeniem pomieszczenie i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Justin opadł bezwładnie na pościel i głośno westchnął. Sprawa z chorobą nie
dawała mu spokoju. Nie mógł myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, co
powiedział mu Collins podczas pobytu w Los Angeles.
Wstał z łóżka, podszedł do szafy,
wyjął z niej czyste ubrania i poszedł do łazienki. Miał nadzieję, że długi i
odprężający prysznic choć trochę zmyje z niego niepotrzebny stres. Zrzucił z
siebie zbędne ciuchy i wszedł do kabiny. Odkręcił na raz oba kurki i odsunął
się spod natrysku, by nie zostać poparzonym gorącą wodą. Sięgnął po stojący na
szafce żel i wchodząc bezpośrednio pod natrysk, wylał na dłonie trochę gęstego
płynu. Wtarł go w mokre ciało i opierając ręce na kafelkach, opuścił głowę,
pozwalając wodzie masować obolały po podróży kark.
2
Justin parsknął głośnym śmiechem,
widząc wyczyny swojej czteroletniej siostry, która właśnie bawiła się z Cheekym.
Otworzył okno na oścież i kończąc obwiązywać dłonie białą taśmą, podszedł do
worka treningowego. Nie był do końca pewny, czy ćwiczenie po tak ciężkich
treningach, jakie zaserwowano mu przez te dni w Los Angeles, to najlepszy
pomysł, jednak był to jedyny sposób, by wyładować całą frustrację. Nim pierwszy
raz uderzył, rozejrzał się dookoła i zatrzymał wzrok na leżącej na podłodze
torbie. Przez to wszystko zapomniał się rozpakować.
Nie chcąc odkładać tego na
później, podszedł do bagażu i rozsunął zamek. Wyrzucił wszystko na ziemię i
słysząc charakterystyczny dźwięk upadającego na podłogę plastiku, rozglądnął
się za pojemniczkiem z lekami i zagryzł wargi, kiedy nareszcie go znalazł. Nie
były to lekarstwa od lekarza, ale te, które kupił od Collinsa. Sam nie wiedział,
czy powinien ufać temu chłopakowi, w końcu w ogóle się nie znali.
Złapał w dłoń żółte opakowanie z
tabletkami i podszedł do biurka. Spojrzał na butelkę wody mineralnej i znów
zagryzł usta w wąską linię, nie zwracając uwagi na ranę na dolnej wardze, która
powstała w wyniku tego odruchu.
- Raz kozie śmierć – zamruczał,
wysypując na dłoń jedną pastylkę.
Uważnie jej się przyjrzał, jednak
po chwili doszedł do wniosku, że nawet gdyby patrzył się na nią przez rok, to i
tak by nic mu to nie dało. Tabletka wyglądała normalnie i mógłby ją z łatwością
pomylić z lekiem przeciwbólowym, który łyka na co dzień. Westchnął głośno i
położył pastylkę na języku, po czym łyknął ją i popił zimną wodą mineralną.
Niepewnie obejrzał się za siebie i skrzywił się, widząc stojącego w progu drzwi
Stevena.
- Wszystko w porządku? – zapytał
mężczyzna, podchodząc do zdziwionego Justina. Chłopak zmarszczył pytająco czoło
i rozchylił lekko usta, jednak nie wiedział, co odpowiedzieć. – Twoja mama
mówiła mi o chorobie serca. Chyba nie powinieneś się przemęczać, prawda?
- A co cię to obchodzi? – warknął
na niego Justin, zaciskając dłonie w pięści. Był tego dnia tak rozdrażniony, że
równie dobrze w każdej chwili mógł rzucić się na Stevena i rozpętać trzecią
wojnę światową. – To moje życie i nic ci do tego. Fakt, że posuwasz moją matkę
nie upoważnia cię do wtrącania się w moje sprawy. Lepiej stąd wyjdź i zajmij
się mieszaniem Pattie w głowie – wysyczał chłopak, patrząc zawistnym wzrokiem
na mężczyznę.
- Radzę ci to odszczekać – powiedział
groźnie Steven, przybliżając się do szatyna. – Nie masz prawa mówić tak o
swojej mamie. To cudowna kobieta i zasługuje na szacunek, jak nikt inny,
rozumiesz?
- A czy ty rozumiesz, że masz
wypierdalać z mojego pokoju?! – wykrzyczał nabuzowany chłopak, popychając
Stevena w stronę drzwi. – Może moja matka cię ubóstwia, ale dla mnie jesteś
zwykłym konowałem, który leci jedynie na jej pieniądze! Nie pierwszy i nie
ostatni raz jest posuwana dla kasy. Myślisz, że jesteś pierwszy? Uwierz, że
było już mnóstwo takich kolesi, jak ty – zaśmiał się szyderczo i odwrócił się w
stronę worka treningowego, który zawisł w bezruchu.
Steven stał przez chwilę w amoku,
patrząc szeroko otwartymi oczami na Justina, który nagle stracił nim
zainteresowanie i zajął się własnymi sprawami. W końcu mężczyzna wycofał się z
pokoju, zostawiając za sobą lekko uchylone drzwi. Justin uśmiechnął się pod
nosem i pokręcił głową z niedowierzaniem. Zawsze było tak samo i szczerze
powiedziawszy zdążył przyzwyczaić się do takich kłótni. Za każdym razem płoszył
nowego chłopaka mamy i kończyło się później na wojnach z Pattie, która nigdy
nie potrafiła zrozumieć zachowania swojego syna. Nie umiał pozwolić być jej
szczęśliwą. Za każdym razem, kiedy budowała coś od nowa i wydawało się, że to
coś trwałego, zjawiał się Justin i wszystko niszczył.
- O co ci, do cholery, chodzi? –
zapytała zdenerwowana Pattie, wpadając do pokoju syna. Spojrzała na chłopaka i
rozłożyła ramiona w geście bezradności. – Czy ty choć raz nie możesz
zaakceptować faktu, że mam prawo do bycia szczęśliwą?
- Nie! – krzyknął zdenerwowany,
zdejmując z dłoni taśmę ochronną. – A wiesz, dlaczego? Bo nie masz do tego
prawa! Tak, jak kiedyś ty zniszczyłaś mój związek z Alex, tak teraz ja będę
niszczył każdy twój związek!
- Boże, Justin… Minęły dwa lata –
westchnęła zrezygnowana kobieta, kręcąc głową z dezaprobatą. – Myślałam, że to
przebolałeś…
- Przebolałem!? – wrzasnął na
cały dom, rzucając taśmę na ziemię. – Postaw się na moim miejscu. Strać kogoś w
taki sposób, w jaki ja straciłem, to może wtedy będziesz umiała zrozumieć, co
takiego czuję, patrząc na zdjęcia Alex – powiedział już nieco ciszej, mocno
łamiącym się głosem.
- Justin… - szepnęła Pattie,
podchodząc do swojego syna.
Chciała go przytulić, jednak
chłopak odskoczył w bok i wymijając ją, ruszył do łazienki, w której po chwili
zniknął. Kobieta westchnęła ciężko i rozejrzała się po pokoju, zatrzymując
momentalnie wzrok na biurku, na którym leżała żółta fiolka z lekami. Wzięła ją
w dłoń i uważnie się przyjrzała. Nie było na niej żadnej etykietki, co zbiło ją
nieco z tropu. Zdjęła wieczko i wysypała na dłoń kilka pastylek, by lepiej się
im przyjrzeć. Nic podejrzanego w nich nie było, jednak mimo wszystko Pattie
zaczęła się poważnie zastanawiać nad prawdziwym celem podróży Justina do Los
Angeles.
3
Podczas kolacji Justin starał się
w ogóle nie zwracać uwagi na matkę i Stevena. Siedział na swoim miejscu i bez
celu grzebał widelcem w sałatce, którą przyrządziła Pattie na życzenie Jazzy.
Nastolatek w ogóle nie miał apetytu. Z ledwością mógł przełknąć mały kęs
chleba, już nie mówiąc o pełnej majonezu sałatce. Justin zmarszczył nos i
odsunął od siebie talerz, nie chcąc zwymiotować na stół po zjedzeniu wynalazku
Pattie. Kątem oka spojrzał na Jazzy, która właśnie wygrzebywała z sałatki
kukurydzę i odkładała ją na bok. Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową z
rozbawieniem. Czując na nodze coś zimnego, zajrzał pod stół i zaśmiał się
dźwięcznie na widok Cheeky’ego, który pewnie liczył na choć mały kęs pieczonego
mięsa.
- Justin, chyba musimy
porozmawiać – powiedziała Pattie, patrząc uważnie na swojego syna, który w
ogóle nie zwrócił na nią uwagi i w dalszym ciągu bawił się z maltańczykiem. –
Justin, możesz na chwilę mnie posłuchać?
- Słucham – mruknął, uśmiechając
się sztucznie. – O czym chcesz ze mną porozmawiać? – odchrząknął głośno i
opierając łokcie na stole, spojrzał pytająco na matkę.
- O tych lekach, które łykasz –
wyjaśniła i zagryzła nerwowo wargi w wąską linię.
Justin przełknął ślinę i
przeniósł mordercze spojrzenie na Stevena, który tylko uśmiechnął się
przelotnie i wrócił do jedzenia kolacji. Nastolatek wstał od stołu i już miał
wyjść z kuchni, kiedy Pattie ponownie się odezwała.
- Nie uważasz, że powinieneś mi
to wyjaśnić? – spytała, patrząc badawczo na syna. Justin odwrócił się do niej
przodem i uśmiechnął półgębkiem. – Steve powiedział, że po tych lekach stałeś
się agresywny i chciałeś go uderzyć.
- Tak, oczywiście – prychnął
chłopak, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. – Steve powiedział, to musi to być
prawdą, tak? – zaśmiał się kpiąco i pokręcił głową z rozbawieniem. – To moja
sprawa, jakie leki łykam i nic ci do tego.
- Nie, dopóki mieszkasz w moim
domu – powiedziała ostro Pattie, wstając z krzesła. Podeszła do Justina i
złapała go za ramię. – Po prostu się o ciebie martwię. Nie widzisz tego?
- Szkoda, że nie martwiłaś się o
mnie dwa lata temu – wymruczał, wyrywając się z uścisku matki. – Mam już dość
ciebie i tego pieprzonego domu, rozumiesz?! – wrzasnął i chwyciwszy w dłoń
figurkę słonia, cisnął ją przed siebie, trafiając idealnie w sam środek ekranu
telewizora.
- Co ty wyprawiasz?! – wtrącił
się Steven, co było błędem, bo tylko jeszcze bardziej rozzłościł nastolatka. –
Twoja mama robi wszystko, byś żył na poziomie, a ty zachowujesz się, jak
skończony sukinsyn!
- Och, wierze, że robi wszystko –
zakpił z wyższością chłopak, uśmiechając się kpiąco do matki. – Już nieraz
przekonałem się, jak to „wszystko” wygląda.
Pattie w tym momencie nie
wytrzymała i uderzyła swojego syna z otwartej dłoni w twarz. Justin na początku
był w niemałym szoku, jednak po chwili uśmiechnął się półgębkiem i wycofał do
swojego pokoju. Nie zamierzał spędzić w tym przeklętym miejscu ani sekundy
dłużej. Zgarnął z podłogi torbę i zaczął wrzucać do niej przypadkowe ubrania,
które wpadły mu w ręce. Oddychając szybko i głęboko, starał się zapanować nad
walącym w piersi sercem, jednak w pewnym momencie ból był tak silny, że zwykłe
oddychanie nie pomogło. Justin złapał się za lewą pierś i wypuścił z dłoni
rączkę od torby, która upadła cicho na dywan. Chłopak osunął się powoli na
ziemię i klęcząc, jęknął głośno, kiedy jego ciało ponownie przeszył przeraźliwy
ból.
- Justin, co się dzieje? –
zapytała przerażona Pattie, wbiegając do pokoju syna.
- Pogotowie… Dzwoń po pogotowie –
wycharczał ostatkiem sił i opadł bezwładnie na dywan.
Ostatnie, co zapamiętał przed
całkowitym straceniem kontaktu z otaczającym go światem, była mała Jazzy
przytulająca się do jego klatki piersiowej. Później nastała już tylko
ciemność.
| DWUNASTY | TRZYNASTY | CZTERNASTY |
Znowu mam ciarki,a zwłaszcza przez końcówkę. Steven strasznie mnie drażni, nie dziwię się Justinowi. Najbardziej szkoda mi Jazzy. Mam nadzieję,że nic Justinowi nie będzie.. Może teraz Pattie przejrzy na oczy,że syn jest najważniejszy ?
OdpowiedzUsuńprzywaliłabym temu gostkowi, bo mnie drażni do potęgi >.< co jego to wszystko, kurwa, obchodzi? aż się zdenerwowałam, no.. Biedny Bibs :c
OdpowiedzUsuńNo tak, nadchodzi czas żebym się wypowiedziała. Jak można być tak głupim... Chodzi mi oczywiście o Pattie. Myślała, że jeśli wywieze chłopaka daleko od jego dziewczyny, ot tak zapomni? Pomyliła się. I te tabletki, które Just dostał od Collinsa.. Coś czuję, ze chłopak mógł być w zmowie z Marcusem. Mam nadzieję, że Bieberowi nic nie będzie... Czekam na 14, misia <3
OdpowiedzUsuńNo to jest jakiś żart?! Chyba nic mu nie będzie, prawda? Prawda?
OdpowiedzUsuńOmg, Ty to potrafisz wyprowadzić człowieka z równowagi! ;)
[http://dont-wake-me-up-story.blogspot.com/]
Od początku przeczuwałam, że z tymi lekami będzie coś nie tak.. I ten Steven, drażni mnie więc nie dziwię się Justinowi i temu jak się zachowuje, znając życie postąpiłabym tak samo. Martwię się o Justina..
OdpowiedzUsuńMATKO CZY TO PRZEZ TE TABLETKI?! Wiedziałam, że nie wolno ufać temu chłopczynie, który pewnie był tam z rozkazu Marcusa! Weź, Ty nawet nie wiesz jak mi serce waliło i wali do tej pory! Ale on nie umrze prawda? Nic mu nie będzie prawda? No weź bo się tu zraz poryczę! :c Czekam na następny! [possess-my-heart]
OdpowiedzUsuńSteven się wepchnął do ich życia i teraz myśli, że jest pępkiem świata, pfpf! Nie rozumiem, jak Pattie mogła pomyśleć, że Justin o wszystkim zapomniał przez dwa lata. Raaany, ale on ma rodzinkę. Ale ta Jazzy, no znowu się uśmiechałam, jak tylko o niej wspomniałaś i to na końcu było z jej strony przesłodkie! Dobrze, że się nie popłakałam! *___* AAAAA, nie pozwól mu umrzeć!
OdpowiedzUsuńBoże, ten Steven mnie już nieźle wkurza. Wszedł w ich życie i myśli, że wszystko będzie dobrze. Biedny Justin, niech tylko przeżyje! Matko, ale się zdenerwowałam...
OdpowiedzUsuńnie lubię Stevena, wrr. nie potrzebnie się tam wepchnął. dobrze, że Justin chce to rozwalić, hahahah wiem jestem wredna ;<< chyba nic poważnego nie będzie Justinowie, prawda? NIE MOŻE BYĆ, NOO!
OdpowiedzUsuńbyłam pewna, że coś złego stanie się Justinowi. do tego jeszcze Steven, który nieproszony wszedł z butami do ich życia. wydaje mi się, że pomimo tego, jaka Pattie jest, Bieber powinien mieć do niej większy szacunek. to w końcu jego jedyna matka, innej nigdy nie będzie miał. ^^ rozdział świetny, czekam na następny! :D
OdpowiedzUsuńHm, maltańczyk? Po alaskanie? Poważnie? Cóż, mniejsza o psa (wciąż ryczę po Busterze i modlę się do małego ołtarzyka), zastanawia mnie Bieber. Przecież nie jest debilem, po co kupił leki od jakiegoś podejrzanego typka? Desperacja? Ciekawi mnie też sprawa jego ojca. Mam nadzieję, że jest nim Tom, jak boga kocham. A co z Carmen? Co z Missy? HYM. BTW nie wiem, czy to wina nowego gg czy czego, ale nie dostaję powiadomień ;/
OdpowiedzUsuńSteven mnie irytuję. Mówię serio. Martwię się o Justina, bo jak dla mnie on nie chce się zachowywać tak jak teraz, ale po tym wszystkim co przeszedł nie potrafi być tym chłopakiem co kiedyś. DO tego ta choroba. Na 80% jestem pewna, że okaże się, że wujek to jego biologiczny ojciec. Co do Pattie czasem mam wrażenie, że zachowuje się jakby nie wiedziała dlaczego Justin taki jest i tak się zachowuję. Nie dziwie się Justinowi. Kocham Twojego bloga i jak zwykle pochłonęłam rozdział w 2 minuty. Jeśli możesz informuj mnie na TT. :) Rozpisałam się.. xD / AnneYOLO
OdpowiedzUsuńniestety nie mam TT, informuję jedynie na gg :)
UsuńMasz zamiar pisać rozdziały na [apocalyptic-love] Pierwszy rozdział zrobił na mnie meeega wrażenie, z resztą jak każde twoje opowiadanie :) Chodzi o to, żebyś powiedziała, czy jest sens czekania na kolejny rozdział. /lovemalik
OdpowiedzUsuńraczej nie ma co na to liczyć :]
UsuńTo chuj. :c /lovemalik
UsuńPrzepraszam, że co?! -.-'
UsuńChodziło mi o to, że wkręciłam się w to opowiadanie, i smutno mi , że nie będziesz go prowadziła, nie wiedziałam, ze przeklinanie ci przeszkadza.
UsuńTe opowiadanie jest megaaaa *,* ♥
OdpowiedzUsuńTen cały Steven strasznie mnie irytuje. Mógłby przestać się we wszystko wtrącać, byłoby lepiej dla wszystkich. Myśli, że jest nie wiadomo kim, phi. Oby Justinowi się nic nie stało. Pewnie to przez tego rudzielca, który wcisnął mu jakieś lewe tabletki. Z niecierpliwością czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńbiedny jus,mam nadzieje ze wszystko bedzie dobrze czekam na nastepny ;)
OdpowiedzUsuń