sobota, 11 sierpnia 2012

Rozdział trzynasty


1

Miał dziwne przeczucia, kiedy jechał taksówką do domu. Coś mu podpowiadało, że na miejscu czeka na niego niespodzianka i niekoniecznie przyjemna. Wciąż po głowie Justina tkwiła rozmowa z Collinsem i to, czego dowiedział się o swojej chorobie serca. Skoro była dziedziczna, to dlaczego Jeremy był zdrowy? Chłopak nie potrafił dopuścić do siebie myśli, że jego ojcem tak naprawdę może być Thomas. Nie, to nie mogła być prawda. Collins musiał pomylić HCM z inną chorobą. Przecież lekarz by mu o tym powiedział, kiedy kilka miesięcy wcześniej stwierdził kardiomiopatię przerostową. Tak, Collins musiał się pomylić. Zdecydowanie nie miał racji, mówiąc, że ta choroba jest dziedziczna.
Kiedy tylko samochód zatrzymał się przed domem, Justin zapłacił taksówkarzowi za kurs, zabrał torbę i wysiadł z pojazdu. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Może jedynie tyle, że nikt nie szczekał, kiedy przekraczał bramkę. Na samą myśl o Busterze chłopakowi zrobiło się smutno, a miało być jeszcze gorzej, kiedy znajdzie się w domu. Niepewnie przekroczył próg posiadłości i przerażony krzyknął na widok biegającej przy jego nogach białej kulki. Po chwili jednak się uspokoił i spojrzał z góry na maleńkiego pieska, który obwąchiwał nogawki jego spodni i wesoło merdał ogonem. Obrońca z niego żaden, ale Justin musiał przyznać sam przed sobą, że piesek był uroczy. Odłożył na bok torbę i kucnął przy szczeniaku, wyciągając do niego dłoń. Od razu rozpoznał w nim maltańczyka i domyślił się, że Pattie kupiła go głównie z myślą o Jazzy, która od dłuższego czasu namawiała ją na kupno takiego psa. Justin o wiele bardziej wolał duże psy, jak husky, alaskany czy labradory, ale taka maleńka kuleczka też ma w sobie ogromny potencjał, o czym przekonał się już nieraz wychodząc z Busterem na spacer. Jego pies zawsze myślał, że będąc takim dużym i masywnym okazem nie zostanie przez nikogo zaatakowany. Tymczasem okazało się, że pogonił go mały york. Justin do dzisiaj śmieje się, kiedy przypomni sobie żałosny wyraz pyska Bustera, gdy „napastnik” odszedł w swoją stronę, a jemu pozostało zlizywanie z łap porażki i zranionej dumy.
- Justin! – wrzasnęła Jazzy na cały dom i rzuciła się bratu na szyję. – Widziałeś naszego nowego pieska? To Cheeky!
Chłopak parsknął cichym śmiechem, jednak zaraz zrozumiał, dlaczego siostra tak właśnie nazwała nowego psa. Już na pierwszy rzut oka widać było, że maltańczyk nie da sobie w kaszę dmuchać i pomimo swojej małej postury okaże się oddanym kompanem.
- Jak było na obozie? – zapytała Pattie, która ni stąd ni zowąd pojawiła się w przedpokoju razem ze Stevenem.
Wtedy chłopak zrozumiał, skąd brały się te dziwne przeczucia. Uśmiechnął się niemrawo do matki i wziął Cheeky’ego na ręce. Pies od razu zaczął lizać policzek szatyna, co wywołało szeroki uśmiech na jego twarzy. Justin oddał pupila siostrze i bez słowa poszedł na pierwsze piętro do swojej sypialni. Odniósł dziwne wrażenie, że Steven nie jest już tylko gościem w ich domu, ale domownikiem. Justin nie mógł uwierzyć, że Pattie podjęła tak ważną decyzję bez niego. Przecież chyba miał cokolwiek do powiedzenia, prawda?
Zdenerwowany rzucił torbę na ziemię i usiadł na łóżku. Zdążył jedynie wyjąć z kieszeni dżinsów telefon, kiedy do pokoju wkroczyła Pattie. Justin spojrzał na nią, marszcząc czoło i przewrócił teatralnie oczami, spodziewając się długiego monologu.
- Jeśli chcesz powiedzieć mi, że Steven się do nas wprowadził, to nie musisz. Sam się domyśliłem – powiedział, widząc, że kobieta otwiera już usta.
- Po prostu nie zachowuj się jak skończony idiota – wymruczała pod nosem, zakładając ręce na piersiach. – Jak było na obozie?
- Okay, dowiedziałem się paru ciekawych rzeczy, ale na razie zostawię je dla siebie – odpowiedział, uśmiechając się sztucznie. – To wszystko? Chciałbym odpocząć po podróży.
Pattie już nic nie odpowiedziała, tylko omiotła spojrzeniem pomieszczenie i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Justin opadł bezwładnie na pościel i głośno westchnął. Sprawa z chorobą nie dawała mu spokoju. Nie mógł myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, co powiedział mu Collins podczas pobytu w Los Angeles.
Wstał z łóżka, podszedł do szafy, wyjął z niej czyste ubrania i poszedł do łazienki. Miał nadzieję, że długi i odprężający prysznic choć trochę zmyje z niego niepotrzebny stres. Zrzucił z siebie zbędne ciuchy i wszedł do kabiny. Odkręcił na raz oba kurki i odsunął się spod natrysku, by nie zostać poparzonym gorącą wodą. Sięgnął po stojący na szafce żel i wchodząc bezpośrednio pod natrysk, wylał na dłonie trochę gęstego płynu. Wtarł go w mokre ciało i opierając ręce na kafelkach, opuścił głowę, pozwalając wodzie masować obolały po podróży kark.


 
2

Justin parsknął głośnym śmiechem, widząc wyczyny swojej czteroletniej siostry, która właśnie bawiła się z Cheekym. Otworzył okno na oścież i kończąc obwiązywać dłonie białą taśmą, podszedł do worka treningowego. Nie był do końca pewny, czy ćwiczenie po tak ciężkich treningach, jakie zaserwowano mu przez te dni w Los Angeles, to najlepszy pomysł, jednak był to jedyny sposób, by wyładować całą frustrację. Nim pierwszy raz uderzył, rozejrzał się dookoła i zatrzymał wzrok na leżącej na podłodze torbie. Przez to wszystko zapomniał się rozpakować.
Nie chcąc odkładać tego na później, podszedł do bagażu i rozsunął zamek. Wyrzucił wszystko na ziemię i słysząc charakterystyczny dźwięk upadającego na podłogę plastiku, rozglądnął się za pojemniczkiem z lekami i zagryzł wargi, kiedy nareszcie go znalazł. Nie były to lekarstwa od lekarza, ale te, które kupił od Collinsa. Sam nie wiedział, czy powinien ufać temu chłopakowi, w końcu w ogóle się nie znali.
Złapał w dłoń żółte opakowanie z tabletkami i podszedł do biurka. Spojrzał na butelkę wody mineralnej i znów zagryzł usta w wąską linię, nie zwracając uwagi na ranę na dolnej wardze, która powstała w wyniku tego odruchu.
- Raz kozie śmierć – zamruczał, wysypując na dłoń jedną pastylkę.
Uważnie jej się przyjrzał, jednak po chwili doszedł do wniosku, że nawet gdyby patrzył się na nią przez rok, to i tak by nic mu to nie dało. Tabletka wyglądała normalnie i mógłby ją z łatwością pomylić z lekiem przeciwbólowym, który łyka na co dzień. Westchnął głośno i położył pastylkę na języku, po czym łyknął ją i popił zimną wodą mineralną. Niepewnie obejrzał się za siebie i skrzywił się, widząc stojącego w progu drzwi Stevena.
- Wszystko w porządku? – zapytał mężczyzna, podchodząc do zdziwionego Justina. Chłopak zmarszczył pytająco czoło i rozchylił lekko usta, jednak nie wiedział, co odpowiedzieć. – Twoja mama mówiła mi o chorobie serca. Chyba nie powinieneś się przemęczać, prawda?
- A co cię to obchodzi? – warknął na niego Justin, zaciskając dłonie w pięści. Był tego dnia tak rozdrażniony, że równie dobrze w każdej chwili mógł rzucić się na Stevena i rozpętać trzecią wojnę światową. – To moje życie i nic ci do tego. Fakt, że posuwasz moją matkę nie upoważnia cię do wtrącania się w moje sprawy. Lepiej stąd wyjdź i zajmij się mieszaniem Pattie w głowie – wysyczał chłopak, patrząc zawistnym wzrokiem na mężczyznę.
- Radzę ci to odszczekać – powiedział groźnie Steven, przybliżając się do szatyna. – Nie masz prawa mówić tak o swojej mamie. To cudowna kobieta i zasługuje na szacunek, jak nikt inny, rozumiesz?
- A czy ty rozumiesz, że masz wypierdalać z mojego pokoju?! – wykrzyczał nabuzowany chłopak, popychając Stevena w stronę drzwi. – Może moja matka cię ubóstwia, ale dla mnie jesteś zwykłym konowałem, który leci jedynie na jej pieniądze! Nie pierwszy i nie ostatni raz jest posuwana dla kasy. Myślisz, że jesteś pierwszy? Uwierz, że było już mnóstwo takich kolesi, jak ty – zaśmiał się szyderczo i odwrócił się w stronę worka treningowego, który zawisł w bezruchu.
Steven stał przez chwilę w amoku, patrząc szeroko otwartymi oczami na Justina, który nagle stracił nim zainteresowanie i zajął się własnymi sprawami. W końcu mężczyzna wycofał się z pokoju, zostawiając za sobą lekko uchylone drzwi. Justin uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową z niedowierzaniem. Zawsze było tak samo i szczerze powiedziawszy zdążył przyzwyczaić się do takich kłótni. Za każdym razem płoszył nowego chłopaka mamy i kończyło się później na wojnach z Pattie, która nigdy nie potrafiła zrozumieć zachowania swojego syna. Nie umiał pozwolić być jej szczęśliwą. Za każdym razem, kiedy budowała coś od nowa i wydawało się, że to coś trwałego, zjawiał się Justin i wszystko niszczył.
- O co ci, do cholery, chodzi? – zapytała zdenerwowana Pattie, wpadając do pokoju syna. Spojrzała na chłopaka i rozłożyła ramiona w geście bezradności. – Czy ty choć raz nie możesz zaakceptować faktu, że mam prawo do bycia szczęśliwą? 
- Nie! – krzyknął zdenerwowany, zdejmując z dłoni taśmę ochronną. – A wiesz, dlaczego? Bo nie masz do tego prawa! Tak, jak kiedyś ty zniszczyłaś mój związek z Alex, tak teraz ja będę niszczył każdy twój związek!
- Boże, Justin… Minęły dwa lata – westchnęła zrezygnowana kobieta, kręcąc głową z dezaprobatą. – Myślałam, że to przebolałeś…
- Przebolałem!? – wrzasnął na cały dom, rzucając taśmę na ziemię. – Postaw się na moim miejscu. Strać kogoś w taki sposób, w jaki ja straciłem, to może wtedy będziesz umiała zrozumieć, co takiego czuję, patrząc na zdjęcia Alex – powiedział już nieco ciszej, mocno łamiącym się głosem.
- Justin… - szepnęła Pattie, podchodząc do swojego syna.
Chciała go przytulić, jednak chłopak odskoczył w bok i wymijając ją, ruszył do łazienki, w której po chwili zniknął. Kobieta westchnęła ciężko i rozejrzała się po pokoju, zatrzymując momentalnie wzrok na biurku, na którym leżała żółta fiolka z lekami. Wzięła ją w dłoń i uważnie się przyjrzała. Nie było na niej żadnej etykietki, co zbiło ją nieco z tropu. Zdjęła wieczko i wysypała na dłoń kilka pastylek, by lepiej się im przyjrzeć. Nic podejrzanego w nich nie było, jednak mimo wszystko Pattie zaczęła się poważnie zastanawiać nad prawdziwym celem podróży Justina do Los Angeles.


3

Podczas kolacji Justin starał się w ogóle nie zwracać uwagi na matkę i Stevena. Siedział na swoim miejscu i bez celu grzebał widelcem w sałatce, którą przyrządziła Pattie na życzenie Jazzy. Nastolatek w ogóle nie miał apetytu. Z ledwością mógł przełknąć mały kęs chleba, już nie mówiąc o pełnej majonezu sałatce. Justin zmarszczył nos i odsunął od siebie talerz, nie chcąc zwymiotować na stół po zjedzeniu wynalazku Pattie. Kątem oka spojrzał na Jazzy, która właśnie wygrzebywała z sałatki kukurydzę i odkładała ją na bok. Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową z rozbawieniem. Czując na nodze coś zimnego, zajrzał pod stół i zaśmiał się dźwięcznie na widok Cheeky’ego, który pewnie liczył na choć mały kęs pieczonego mięsa.
- Justin, chyba musimy porozmawiać – powiedziała Pattie, patrząc uważnie na swojego syna, który w ogóle nie zwrócił na nią uwagi i w dalszym ciągu bawił się z maltańczykiem. – Justin, możesz na chwilę mnie posłuchać?
- Słucham – mruknął, uśmiechając się sztucznie. – O czym chcesz ze mną porozmawiać? – odchrząknął głośno i opierając łokcie na stole, spojrzał pytająco na matkę.
- O tych lekach, które łykasz – wyjaśniła i zagryzła nerwowo wargi w wąską linię.
Justin przełknął ślinę i przeniósł mordercze spojrzenie na Stevena, który tylko uśmiechnął się przelotnie i wrócił do jedzenia kolacji. Nastolatek wstał od stołu i już miał wyjść z kuchni, kiedy Pattie ponownie się odezwała.
- Nie uważasz, że powinieneś mi to wyjaśnić? – spytała, patrząc badawczo na syna. Justin odwrócił się do niej przodem i uśmiechnął półgębkiem. – Steve powiedział, że po tych lekach stałeś się agresywny i chciałeś go uderzyć.
- Tak, oczywiście – prychnął chłopak, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. – Steve powiedział, to musi to być prawdą, tak? – zaśmiał się kpiąco i pokręcił głową z rozbawieniem. – To moja sprawa, jakie leki łykam i nic ci do tego.
- Nie, dopóki mieszkasz w moim domu – powiedziała ostro Pattie, wstając z krzesła. Podeszła do Justina i złapała go za ramię. – Po prostu się o ciebie martwię. Nie widzisz tego?
- Szkoda, że nie martwiłaś się o mnie dwa lata temu – wymruczał, wyrywając się z uścisku matki. – Mam już dość ciebie i tego pieprzonego domu, rozumiesz?! – wrzasnął i chwyciwszy w dłoń figurkę słonia, cisnął ją przed siebie, trafiając idealnie w sam środek ekranu telewizora.
- Co ty wyprawiasz?! – wtrącił się Steven, co było błędem, bo tylko jeszcze bardziej rozzłościł nastolatka. – Twoja mama robi wszystko, byś żył na poziomie, a ty zachowujesz się, jak skończony sukinsyn!
- Och, wierze, że robi wszystko – zakpił z wyższością chłopak, uśmiechając się kpiąco do matki. – Już nieraz przekonałem się, jak to „wszystko” wygląda.
Pattie w tym momencie nie wytrzymała i uderzyła swojego syna z otwartej dłoni w twarz. Justin na początku był w niemałym szoku, jednak po chwili uśmiechnął się półgębkiem i wycofał do swojego pokoju. Nie zamierzał spędzić w tym przeklętym miejscu ani sekundy dłużej. Zgarnął z podłogi torbę i zaczął wrzucać do niej przypadkowe ubrania, które wpadły mu w ręce. Oddychając szybko i głęboko, starał się zapanować nad walącym w piersi sercem, jednak w pewnym momencie ból był tak silny, że zwykłe oddychanie nie pomogło. Justin złapał się za lewą pierś i wypuścił z dłoni rączkę od torby, która upadła cicho na dywan. Chłopak osunął się powoli na ziemię i klęcząc, jęknął głośno, kiedy jego ciało ponownie przeszył przeraźliwy ból.
- Justin, co się dzieje? – zapytała przerażona Pattie, wbiegając do pokoju syna.
- Pogotowie… Dzwoń po pogotowie – wycharczał ostatkiem sił i opadł bezwładnie na dywan.
Ostatnie, co zapamiętał przed całkowitym straceniem kontaktu z otaczającym go światem, była mała Jazzy przytulająca się do jego klatki piersiowej. Później nastała już tylko ciemność.  

| DWUNASTY | TRZYNASTY | CZTERNASTY |

21 komentarzy:

  1. Znowu mam ciarki,a zwłaszcza przez końcówkę. Steven strasznie mnie drażni, nie dziwię się Justinowi. Najbardziej szkoda mi Jazzy. Mam nadzieję,że nic Justinowi nie będzie.. Może teraz Pattie przejrzy na oczy,że syn jest najważniejszy ?

    OdpowiedzUsuń
  2. przywaliłabym temu gostkowi, bo mnie drażni do potęgi >.< co jego to wszystko, kurwa, obchodzi? aż się zdenerwowałam, no.. Biedny Bibs :c

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak, nadchodzi czas żebym się wypowiedziała. Jak można być tak głupim... Chodzi mi oczywiście o Pattie. Myślała, że jeśli wywieze chłopaka daleko od jego dziewczyny, ot tak zapomni? Pomyliła się. I te tabletki, które Just dostał od Collinsa.. Coś czuję, ze chłopak mógł być w zmowie z Marcusem. Mam nadzieję, że Bieberowi nic nie będzie... Czekam na 14, misia <3

    OdpowiedzUsuń
  4. No to jest jakiś żart?! Chyba nic mu nie będzie, prawda? Prawda?
    Omg, Ty to potrafisz wyprowadzić człowieka z równowagi! ;)

    [http://dont-wake-me-up-story.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
  5. Od początku przeczuwałam, że z tymi lekami będzie coś nie tak.. I ten Steven, drażni mnie więc nie dziwię się Justinowi i temu jak się zachowuje, znając życie postąpiłabym tak samo. Martwię się o Justina..

    OdpowiedzUsuń
  6. MATKO CZY TO PRZEZ TE TABLETKI?! Wiedziałam, że nie wolno ufać temu chłopczynie, który pewnie był tam z rozkazu Marcusa! Weź, Ty nawet nie wiesz jak mi serce waliło i wali do tej pory! Ale on nie umrze prawda? Nic mu nie będzie prawda? No weź bo się tu zraz poryczę! :c Czekam na następny! [possess-my-heart]

    OdpowiedzUsuń
  7. Steven się wepchnął do ich życia i teraz myśli, że jest pępkiem świata, pfpf! Nie rozumiem, jak Pattie mogła pomyśleć, że Justin o wszystkim zapomniał przez dwa lata. Raaany, ale on ma rodzinkę. Ale ta Jazzy, no znowu się uśmiechałam, jak tylko o niej wspomniałaś i to na końcu było z jej strony przesłodkie! Dobrze, że się nie popłakałam! *___* AAAAA, nie pozwól mu umrzeć!

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże, ten Steven mnie już nieźle wkurza. Wszedł w ich życie i myśli, że wszystko będzie dobrze. Biedny Justin, niech tylko przeżyje! Matko, ale się zdenerwowałam...

    OdpowiedzUsuń
  9. nie lubię Stevena, wrr. nie potrzebnie się tam wepchnął. dobrze, że Justin chce to rozwalić, hahahah wiem jestem wredna ;<< chyba nic poważnego nie będzie Justinowie, prawda? NIE MOŻE BYĆ, NOO!

    OdpowiedzUsuń
  10. byłam pewna, że coś złego stanie się Justinowi. do tego jeszcze Steven, który nieproszony wszedł z butami do ich życia. wydaje mi się, że pomimo tego, jaka Pattie jest, Bieber powinien mieć do niej większy szacunek. to w końcu jego jedyna matka, innej nigdy nie będzie miał. ^^ rozdział świetny, czekam na następny! :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Hm, maltańczyk? Po alaskanie? Poważnie? Cóż, mniejsza o psa (wciąż ryczę po Busterze i modlę się do małego ołtarzyka), zastanawia mnie Bieber. Przecież nie jest debilem, po co kupił leki od jakiegoś podejrzanego typka? Desperacja? Ciekawi mnie też sprawa jego ojca. Mam nadzieję, że jest nim Tom, jak boga kocham. A co z Carmen? Co z Missy? HYM. BTW nie wiem, czy to wina nowego gg czy czego, ale nie dostaję powiadomień ;/

    OdpowiedzUsuń
  12. Steven mnie irytuję. Mówię serio. Martwię się o Justina, bo jak dla mnie on nie chce się zachowywać tak jak teraz, ale po tym wszystkim co przeszedł nie potrafi być tym chłopakiem co kiedyś. DO tego ta choroba. Na 80% jestem pewna, że okaże się, że wujek to jego biologiczny ojciec. Co do Pattie czasem mam wrażenie, że zachowuje się jakby nie wiedziała dlaczego Justin taki jest i tak się zachowuję. Nie dziwie się Justinowi. Kocham Twojego bloga i jak zwykle pochłonęłam rozdział w 2 minuty. Jeśli możesz informuj mnie na TT. :) Rozpisałam się.. xD / AnneYOLO

    OdpowiedzUsuń
  13. Masz zamiar pisać rozdziały na [apocalyptic-love] Pierwszy rozdział zrobił na mnie meeega wrażenie, z resztą jak każde twoje opowiadanie :) Chodzi o to, żebyś powiedziała, czy jest sens czekania na kolejny rozdział. /lovemalik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. raczej nie ma co na to liczyć :]

      Usuń
    2. To chuj. :c /lovemalik

      Usuń
    3. Przepraszam, że co?! -.-'

      Usuń
    4. Chodziło mi o to, że wkręciłam się w to opowiadanie, i smutno mi , że nie będziesz go prowadziła, nie wiedziałam, ze przeklinanie ci przeszkadza.

      Usuń
  14. Te opowiadanie jest megaaaa *,* ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten cały Steven strasznie mnie irytuje. Mógłby przestać się we wszystko wtrącać, byłoby lepiej dla wszystkich. Myśli, że jest nie wiadomo kim, phi. Oby Justinowi się nic nie stało. Pewnie to przez tego rudzielca, który wcisnął mu jakieś lewe tabletki. Z niecierpliwością czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  16. biedny jus,mam nadzieje ze wszystko bedzie dobrze czekam na nastepny ;)

    OdpowiedzUsuń