1
Słysząc otwierające się drzwi,
odwrócił głowę w ich stronę i na widok wchodzącego na salę lekarza, przełknął
nerwowo ślinę. Obawiał się najgorszego i doskonale zdawał sobie sprawę z tego,
że mężczyzna nie ma dla niego najlepszych wieści. Podszedł do łóżka, na którym
leżał Justin i uśmiechnął się pokrzepiająco, zerkając obojętnie na kartę
trzymaną w dłoni. Wszystko trwało tak długo, że przez chwilę Bieberowi wydawało
się, że minęły wieki od wejścia lekarza do pokoju.
- Nie mam dla ciebie dobrych
wieści – powiedział w końcu mężczyzna, przełamując ciszę, jaka panowała w sali.
– Twoja choroba postępuje z każdym dniem coraz bardziej. Jedynym wyjściem w tej
sytuacji jest operacja, ale pamiętam doskonale, że byłeś jej przeciwny.
- Nie lubię, kiedy ktoś grzebie
mi w klatce piersiowej – zauważył chłopak, uśmiechając się kpiąco. – Poza tym
mówił pan jeszcze dwa miesiące temu, że operacja jest zbędna, że leki w
zupełności wystarczą.
- A pamiętasz, co jeszcze
mówiłem? – zapytał, przyglądając się uważnie szatynowi, który nerwowo przełknął
ślinę i poprawił rozczochrane włosy. – Miałeś się oszczędzać. Nie kazałem ci
rezygnować z koszykówki, ale obiecałeś, że nie będziesz już grał tak często.
Justin, ta choroba to nie przelewki. Każda dawka tabletek przeciwbólowych tylko
odwleka koniec, ale doskonale wiesz, że on i tak nastąpi. Naprawdę chcesz
umrzeć w tak młodym wieku? – spojrzał pytająco na chłopaka, który na to pytanie
otworzył szeroko oczy ze zdumienia i zagryzł usta w wąską linię. – To ci
właśnie grozi, jeśli nadal będziesz lekceważył moje polecenia.
- Nie mogę zrezygnować z kosza –
stwierdził cicho Justin, przejeżdżając dłońmi po twarzy. – Nie może mi pan po
prostu przepisać silniejszych leków?
- Nie, nie będę ponosił
odpowiedzialności za twoją bezmyślność – odpowiedział lekarz i skierował się do
drzwi. – Pielęgniarka za chwilę przyniesie ci wypis. Ponoć chcesz, jak
najszybciej wrócić do domu.
- Mogę pana o coś jeszcze
zapytać? – odezwał się na sam koniec, zatrzymując lekarza w progu sali. Kiedy
odwrócił się przodem do Justina, chłopak zagryzł nerwowo dolną wargę i wziął
głęboki wdech. – To choroba dziedziczna?
- Tak, Justin, HCM jest chorobą
dziedziczną – powiedział mężczyzna i kiedy szatyn odwrócił głowę w drugą
stronę, wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Collins miał rację, pomyślał.
Nadal będąc w szoku, podniósł się do pozycji siedzącej i sięgnął po leżącą na
podłodze torbę z rzeczami, które przywiozła mu Pattie. Przez tych kilka dni
siedzenia w szpitalu miał trochę czasu na przemyślenie tego wszystkiego. Wiedział
doskonale, że już po dowiedzeniu się o chorobie powinien był zrezygnować z
kosza, ale to oznaczałoby, że musiałby również zrezygnować ze swoich marzeń.
Przecież całą swoją przyszłość wiązał właśnie z tym sportem. Poświęcał na
treningi każdą wolną chwilę, a teraz miałby z tego zrezygnować? Mowy nie ma!
Wzdychając głośno, przebrał się w
wyjściowe ciuchy, a te przesiąknięte szpitalem wrzucił do torby i zasunął
zamek. Kiedy pielęgniarka przyniosła mu wypis ze szpitala i kilka innych
dokumentów, w tym wyniki badań, Justin posłał jej wymuszony uśmiech i zeskoczył
z łóżka. Pozbierał resztę swoich rzeczy i omiatając wzrokiem pomieszczenie,
wyszedł na korytarz, gdzie czekał na niego Christian. Justin zmarszczył
pytająco czoło i skinął głową na kumpla.
- Jak się czujesz? – zapytał
zatroskany blondyn, zabierając od Biebera torbę. – Chodź, odwiozę cię do domu.
2
- Wszystko w porządku? –
Christian spojrzał uważnie na siedzącego na miejscu pasażera szatyna i lekko
się uśmiechnął, kiedy na chwilę oderwał wzrok od zmieniających się za oknem
widoków. – Co ci powiedział lekarz?
- Powiedział, że jeśli nie
przestanę grać w kosza, to umrę – wymruczał posępnie Justin i wzruszył
ramionami, widząc przerażone spojrzenie kumpla. – Wiedziałeś, że HCM jest
chorobą dziedziczną?
Christian zmarszczył pytająco
czoło i nagle zrozumiał, o co chodzi Bieberowi. W samochodzie momentalnie
zapadła idealna cisza, której nie miał odwagi zakłócić. Justin milczał, jak
zaklęty, wpatrując się pustym wzrokiem w
widoki za oknem pędzącego samochodu. Meyer bał się odezwać, bo sam już nie
wiedział, co mógłby w tamtej chwili powiedzieć. Zdawał sobie sprawę, że ta
wiadomość przybiła jego kumpla i wolał swoimi głupimi odzywkami nie pogarszać
tego wszystkiego.
- Co zamierzasz teraz zrobić? –
zapytał, kiedy zatrzymywał się przed domem Justina. Szatyn spojrzał na niego
uważnie i wzruszył ramionami. – Powiesz jej, że wiesz?
- Nie mam pojęcia, co zrobię,
kiedy ją zobaczę – wymruczał Bieber, otwierając drzwi samochodu. – Dzięki za
podwiezienie. Odezwę się wieczorem – powiedział, wysiadając z pojazdu. Zabrał
swoją torbę i skinąwszy głową na Christiana, oddalił się w stronę wejściowych
drzwi swojego domu.
Gdy tylko przekroczył próg
posiadłości, został obszczekany przez Cheeky’ego. Justin był tak wykończony pobytem
w szpitalu, że nie miał nawet siły przywitać się z pupilem. Kucnął jedynie przy
nim i opuścił dłonie, o które pies zaczął uderzać głową i lizać je po całej
długości swoim mokrym językiem. Justin uśmiechnął się lekko i podniósł się do
pionu.
W domu panowała dziwna cisza, co
trochę go zaniepokoiło. Zajrzał do salonu, który był pusty, a później czym
prędzej pobiegł na pierwsze piętro. Zapukał cicho do drzwi pokoju Jazzy i
wszedł, nie czekając na zaproszenie. Czterolatka leżała w swoim łóżeczku
zakryta po czubek nosa kołdrą. Justin podszedł do niej i kucnął przy łóżku,
starając się nie obudzić śpiącej siostry.
- Nie wiedziałam, że wrócisz. –
Usłyszał za plecami głos matki. Wstał z klęczek i odwrócił się do niej przodem.
– Chodź na chwilę – powiedziała, wychodząc z pokoju. Justin ruszył za nią i po
cichu zamknął za sobą drzwi. – Jazzy od dwóch dni ma wysoką gorączkę. Wczoraj
był u nas lekarz, ale powiedział, że to zwykła grypa.
- To nie jest grypa, prawda? –
zapytał cicho, na co Pattie skinęła lekko głową i pociągnęła cicho nosem. –
Cholera – szepnął i nie czekając na matkę, zniknął w swoim pokoju.
3
Pod wieczór Jazzy poczuła się
nieco lepiej, co trochę uspokoiło Justina. Na jego widok o mało co nie dostała
palpitacji serca i od razu rzuciła się mu na szyję, przytulając się mocno.
Kochał tego szkraba i nie potrafił sobie wyobrazić bez niej życia. Nawet jeśli
nie zawsze między nimi było idealnie, to przecież byli rodzeństwem, a to do
czegoś zobowiązuje. Może na nią krzyczeć, kłócić się o byle błahostki, ale nic
nie zmieni faktu, że jest jego młodszą siostrą i dla niej zrobiłby dosłownie
wszystko.
Na samą myśl o tym, coś ucisnęło
jego żołądek. Justin przełknął nerwowo ślinę i uważnie spojrzał na Jazzy. Nigdy
nie potrafił doszukać się między sobą a nią podobieństwa, co Pattie tłumaczyła
tym, że jest jeszcze za młoda, by można było je znaleźć. Teraz już wszystko
rozumiał i powoli zaczynało mu się to układać w jedną całość. Thomas był jego
biologicznym ojcem i nic nie mogło tego zmienić. Nawet najlepsze kłamstwa Pattie.
- Kiedy zamierzałaś mi
powiedzieć? – zapytał Justin, kiedy Jazzy poszła do swojego pokoju po lalkę.
Pattie spojrzała uważnie na swojego syna i zmarszczyła pytająco czoło. – Nie
udawaj, że nie wiesz, o czym mówię. Chodzi o Thomasa. Kiedy zamierzałaś
powiedzieć mi, że jest moim ojcem.
- Skąd ci to przyszło do głowy? –
Nerwowy chichot utwierdził Justina w przekonaniu, że trafił w samo sedno.
Odkrył prawdę, którą matka ukrywała przed nim przez siedemnaście lat. – Jeremy
jest twoim ojcem.
- Nie kłam! – krzyknął,
podrywając się z kanapy. – Mam dość twoich kłamstw! HCM jest chorobą
dziedziczną! – wykrzyczał kobiecie prosto w twarz i zacisnął ze złości dłonie w
pięści. – Dlaczego to nie Jeremy jest chory, ale Thomas? Potrafisz to jakoś
racjonalnie wytłumaczyć? – zapytał i prychnął głośno, widząc zdezorientowaną
minę mamy. – Nie? A ja owszem. Thomas jest moim biologicznym ojcem! Nie
zaprzeczysz?
- To prawda – odpowiedziała
spokojnie Pattie, czym totalnie zbiła chłopaka z tropu. – Jesteś synem Thomasa.
Byłam z nim niedługo przed tym, jak związałam się z Jeremym.
- Mówisz to tak spokojnie? –
zapytał zdezorientowany Justin, próbując zrozumieć, co się właśnie dzieje. –
Jeremy wie, że nie jestem jego synem?
- Nie. Nie był aż tak
rozgarniętym człowiekiem, by się tego domyślić – powiedziała i uśmiechnęła się
lekko do Justina. – Jeśli skończyłeś, to chciałabym pójść do Jazzy.
Chłopak zagryzł usta w wąską
linię i głośno westchnął, nie wiedząc, co zrobić. Kiedy w salonie pojawiła się
jego młodsza siostra, nieco się uspokoił. Wziął kilka głębokich wdechów i na
chwilę zamarł, zobaczywszy, jak czterolatka nagle staje się blada niczym mąka.
Podbiegł do Jazzy w momencie, kiedy zaczęła się chwiać na nogach. Złapał ją w
silne ramiona i uniósł do góry, posyłając matce przerażone spojrzenie. Słowa były
zbędne. Wszystko działo się zbyt szybko. Justin zdążył jedynie wsunąć na stopy
trampki i już wybiegał z Jazzy za pędzącą do samochodu Pattie. Ułożył siostrę
na tylnym siedzeniu i usiadł obok niej, by mieć na nią oko. Czuł przyspieszone
bicie serca, co przypomniało mu o tym, że zapomniał wziąć leki. W tamtej chwili
jednak nie to było najważniejsze. Liczyła się tylko Jazzy i to, by jak
najszybciej dojechać do szpitala. Przez całą drogę Justin modlił się, by nie
było za późno. Zdawał sobie sprawę z tego w jak poważnym stanie znajduje się
jego młodsza siostra.
4
Opierając łokcie na udach, ukrył
twarz w dłoniach i głośno westchnął, starając się zapanować nad nerwami. Stres
w jego sytuacji nie był najlepszym przyjacielem, jednak strach przed utratą
siostry w tamtym momencie górował nad wszelkimi innymi emocjami, które
rozrywały Justina od środka. Gdy tylko ktoś przechodził korytarzem, podskakiwał
na krześle, mając nadzieję, że to lekarz Jazzy z wynikami badań. Tak bardzo bał
się, że straci tego małego szkraba. Przecież to nie mogło się stać w momencie,
kiedy zrozumiał, jak bardzo ją kocha i jak wielkie ma dla niego znaczenie.
Nawet nie zauważył, kiedy zaczął
płakać. Starł wierzchem dłoni łzy z policzków i spojrzał na siedzącą po drugiej
stronie korytarza Pattie. Wyglądała naprawdę marnie, jednak chłopak nie
potrafił zdobyć się na choć trochę współczucia. Nie umiał podejść do niej i
chociażby powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, bo przecież Jazzy jest silną
dziewczynką i nieraz wyszła z takiej opresji. Brzydził się własną matką.
Nienawidził jej jeszcze bardziej i najchętniej teraz zostawiłby ją z tym
wszystkim samą, jednak tu nie chodziło o niego, ale o Jazzy, którą właśnie
badali. To dla niej musiał być silny, nawet jeśli tak naprawdę miał ochotę
rozpłakać się niczym małe dziecko.
- Pani Bieber? – zapytał wysoki
lekarz, patrząc z góry na zapłakaną kobietę. Poderwała się z krzesła i skinęła
w odpowiedzi głową. – Zapraszam do gabinetu. Muszę z panią porozmawiać – dodał,
pokazując dłonią drzwi do pokoju. Nastolatek automatycznie podszedł do matki i
spojrzał na mężczyznę. – Ty jesteś Justin, prawda?
- Tak – rzucił szeptem,
domyślając się, o co chodzi lekarzowi.
Spotkali się już rok wcześniej,
kiedy Jazzy dostała pierwszy atak i jedna jej nerek całkowicie wysiadła. Wtedy
dawali jej szansę, że ta druga bez problemu poradzi sobie w pojedynkę. Jeździła
kilka razy w tygodniu na dializy, łykała leki i ogólnie robiła wszystko, byleby
tylko jak najmniej obciążać nerkę, która musiała pracować od operacji za dwie.
Nim ustabilizował się stan jej zdrowia, lekarze podejrzewali, że konieczny
będzie przeszczep, a w tamtej chwili jedynym dawcą mógł być Justin.
Teraz już sam nie rozumiał, jakim
cudem jego nerka nadawała się idealnie dla Jazzy, skoro łączyła ich jedynie
Pattie. W głowie miał totalny mętlik i wiedział, o czym będzie chciał z nim
porozmawiać lekarz. Kiedy tylko przekroczył próg jego gabinetu, poczuł jak
zbiera mu się na wymioty. Wszystko dookoła było utrzymane w idealnym porządku,
co trochę zaczęło go przybijać. Usiadł jednak na krześle obok swojej matki i
spojrzał piekącymi od płaczu oczami na siedzącego naprzeciwko nich mężczyznę.
- Konieczny jest przeszczep nerki
– powiedział lekarz, patrząc to na Justina, to na Pattie, która momentalnie
wybuchła głośnym płaczem i zabrała od mężczyzny pudełko z chusteczkami. –
Trzeba to zrobić jak najszybciej, by uniknąć wszelkich komplikacji, które mogą
się pojawić po operacji. Jak na razie jedynym dawcą może być Justin.
Chłopak przełknął ślinę i
zamrugał kilka razy powiekami, próbując zrozumieć, co się właśnie dzieje. Mimo
że był na to przygotowany, to kiedy usłyszał od lekarza wyrok nagle poczuł, jak
to wszystko momentalnie go przytłacza. Nagle stał się taki maleńki niczym
mrówka, którą z łatwością można zmiażdżyć lub zdeptać z premedytacją. Był
pacynką, z którą każdy mógł zrobić, co tylko chciał.
- Justin, błagam – wyszlochała
Pattie, ściskając dłoń syna. Starła chusteczką łzy z policzków i posłała
chłopakowi błagalne spojrzenie. – Tutaj chodzi o Jazzy.
- Tutaj chodzi o moje marzenia –
wymruczał, wyrywając się z uścisku matki. Wstał z krzesła i ruszył do drzwi. –
Radzę poszukać innego dawcy – dodał i wyszedł na korytarz, zamykając za sobą
drzwi.
Dla rozładowania frustracji
kopnął w krzesło, które nawet nie drgnęło pod wpływem uderzenia, gdyż było na
stałe przytwierdzone do podłoża. Zupełnie, jakby ktoś się spodziewał takiego
zachowania i dmuchał na zimne. Justin usiadł na plastikowym krześle i łkając
cicho, ukrył twarz w dłoniach. Już sam nie wiedział, co ma robić. Jeszcze jakiś
czas temu stanowczo powiedziałby, że nie odda siostrze nerki, bo to oznaczałoby
koniec z karierą koszykarską. Nie dość, że jego serce z ledwością pracowało, to
na dodatek obciążyłby organizm i jedną nerkę ciężkimi treningami. Tego na pewno
by nie uniósł.
Podniósł się z krzesła i ruszył
powolnym krokiem w stronę sali, w której leżała Jazzy. Spojrzał na nią przez
ogromną szybę i uśmiechnął się blado, widząc spokojnie śpiącą siostrzyczkę,
która nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, w jak trudnej sytuacji go
postawiła. Wyglądała niczym aniołek, kiedy leżała nieruchomo w szpitalnym
łóżku. Oparł czoło o szybę i zacisnął powieki, pod którymi kolejny raz zaczęły
się zbierać łzy.
- I co ja mam zrobić? – wyszeptał
mocno łamiącym się głosem.
- Chyba wiesz.
Na dźwięk głosu Alex spojrzał
przez ramię i uśmiechnął się do stojącej za jego plecami szatynki. Dziewczyna
podeszła do niego bezszelestnie i delikatnie położyła dłoń na ramieniu Justina.
Czując przyjemne ciepło bijące od ciała Alex, momentalnie się uspokoił i biorąc
głęboki wdech, spojrzał przez szybę na swoją siostrę. Chwila spędzona z
dziewczyną pomogła podjąć mu decyzję która miała zmienić jego dotychczasowe
życie.
Tylko co z marzeniami, o które
tak bardzo walczył od małego?
Cieszę się,że jednak odda jej nerkę. Nie dość,że Justin jest chory to na dodatek Jazzy.. No i wydało się,że jego wujek to tak naprawdę biologiczny ojciec. Współczuję Justinowi. On to ma naprawdę przerąbane życie. Eh. Szkoda,że to już ostatni rozdział, ale czekam na epilog ;) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMuszę ci napisać, że nie tego się do końca spodziewałam... Jestem w szoku! To naprawdę wspaniale ze strony Justina, że postanowił oddać siostrze nerkę, no ale właśnie co z marzeniami?
OdpowiedzUsuństoned-bieber.blogspot.com
Ok, nawet nie widzę co piszę, bo mi łzy zamazują obraz.
OdpowiedzUsuńPo prostu ... ughhh! Czy Ty zawsze musisz mnie doprowadzać do stanów ostatecznych?
UsuńKiedy pojawiła się Alex wszystkie moje dotychczasowe hamulce puściły i się rozryczałam.
To jest piękne.
na prawdę musisz to kończyć? będzie mi strasznie brakowac tego opowiadania! eh, ale cóż. cieszę się, że zaczynasz coś nowego, bo uwielbiam czytać twoje opowiadania! co do rozdziału, kompletnie się tego nie spodziewałam... Justin słusznie postąpił i cieszę się, że odda nerkę małej Jazzy. szkoda tylko, że to pewnie zakończy jego karierę koszykarską...
OdpowiedzUsuńod 2 zaczęłam płakać .. proszę cię, nie kończ tego opowiadania! za bardzo się do niego przywiązałam ..
OdpowiedzUsuńO nie. W mojej głowie pojawiły się najczarniejsze scenariusze! Tylko nie uśmiercaj nikogo błagam... chociaż... lubię jak ktoś ginie, ale będzie mi smutno gdyby był to Justin czy Jazzy. Nawet nie wiem co zbytnio napisać... czekam na epilog z nadzieją, że jednak będzie happy end. [possess-my-heart]
OdpowiedzUsuńMogłam się domyślić, że niedługo skończysz to opowiadanie, ponieważ nie masz w zwyczaju pisać długich. Aczkolwiek szkoda, bo przywiązałam się do niego ;)Podobało mi się to, że właściwie w każdym rozdziale Justin zachowywał się inaczej. Raz był opryskliwy i chamski, a czasami kochany i rozczulający. To zaznaczam zdecydowanie na plus. Myślę, że dobrze zrobił decydując się na oddanie nerki. Uratuje tym samym siostrę, a chyba nie dałby rady, gdyby miał ją na sumieniu. Lubię momenty z Alex, choć nie było ich wiele. W epilogu na pewno nas jeszcze czymś zaskoczysz, więc czekam! <3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Twojego bloga o One Direction i tak trafiłam tutaj. Przyznam się szczerze, że nigdy nie lubiłam opowiadań o Justinie, ale chyba się do nich przekonuję. Piszesz genialnie, naprawdę masz wielki talent i pisać po prostu musisz! W Twoich opowiadaniach jest coś takiego, że jak tylko zaczniesz czytać to już nie chcesz skończysz i naprawdę zazdroszczę! :)
OdpowiedzUsuńjestem zachwycona? nie wiem, czy to opisze co we mnie siedzi po przeczytaniu tego bloga. to z jaką delikatnością piszesz trafia do czytelnika i poprawia mu humor, i za to ci z całego serca dziękuję :)
OdpowiedzUsuńzapraszam na www.calm-island.blogspot.com
Super opowiadanie. Podoba mi się. ;D
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga. Jest to super opowiadanie. Dopiero zaczynam ale zapraszam:
www.now-i-can-breathe.blogspot.com/
rozdział mnie wzruszył, a w szczególności moment, w którym pojawiła się Alex.
OdpowiedzUsuńoby Justin ostatecznie zgodził się na przeszczep dla Jezzy. przecież ona jest dopiero dzieckiem. musi żyć!
kiedy Just rozmawiał z Pattie na temat jego biologicznego ojca nieco się zdenerwowałam. do samego końca brnęła w kłamstwa, a kiedy Justin wyrzucił z siebie wszystko ona po prostu przytaknęła. nigdy nie polubię tego obrazu Pattie w opowiadaniu.
hm... mam nadzieję, że wszystko się ułoży. nie chciałabym, aby ktoś umarł, to byłby zdecydowanie koszmar! życzę weny, by epilog pojawił się jak najszybciej! :)