sobota, 18 sierpnia 2012

Epilog

Spojrzał na biegających po boisku chłopaków i uśmiechnął się szeroko do Christiana, który tego wieczoru dawał z siebie więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Justin westchnął cicho i przeczesał palcami idealnie ułożone włosy. Był cholernie dumny z chłopaków z drużyny za dojście tak daleko. Dokonali czegoś naprawdę wielkiego i to bez jego pomocy. Mimo że tak naprawdę zżerała go od środka zazdrość, że to właśnie oni biegają po boisku, a nie on, cieszył się sukcesem kumpli. W końcu także ciężko pracowali na to, by teraz być właśnie w tym miejscu. Justin wciąż czekał na swoją kolej, jednak ona miała już nigdy nie nadejść.
Spojrzał na stojącą na krześle Jazzy i uśmiechnął się do niej szeroko, kiedy zaczęła piszczeć, gdy drużyna Kuguarów zdobyła kolejny punkt. Przeniósł wzrok na boisko i zatrzymał go na siedzącym na ławce rezerwowych Marcusa. Justin automatycznie uśmiechnął się do niego półgębkiem i przekrzywił lekko głowę, uważnie mu się przyglądając. Nawet z daleka widział bliznę na policzku po tym, jak skatował go do nieprzytomności. Mimo że minęło od tamtego dnia sporo czasu, to wciąż widoczne były skutki pobicia.
Czasami zastanawiał się, czy gdyby ktoś dał mu możliwość cofnięcia się w czasie, to czy przyjąłby propozycję i rozwiązał ten konflikt w nieco inny, łagodniejszy sposób. Jeśli miałby być szczery, to nawet mając drugą szansę, postąpiłby tak samo. Marcus zasługiwał na to, co dostał i jedyne, czego Justin żałował po tym wszystkim, to fakt, że stracił Carmen.
- Wygrywa drużyna Kuguarów! – krzyknął komentator, a na hali zawrzało od krzyków i pisków kibiców.
Justin wziął Jazzy na ręce i podrzucił ją do góry, kiedy usłyszał wynik meczu. Przytulił do siebie roześmianą siostrzyczkę i pocałował w czubek głowy. Ostrożnie zszedł z trybun i podszedł do Christiana, który wyglądał, jakby właśnie wygrał milion na loterii. Justin nie miał się co temu dziwić, bo w końcu to Meyer wykonał zwycięski rzut za trzy punkty. Bieber pogratulował kumplowi i kiedy ten zaczął łaskotać małą Jazzy, rozejrzał się dookoła siebie, wzrokiem szukając Carmen. Na widok stojącej niedaleko niego blondynki, uśmiechnął się promiennie i przeprosił na chwilę Christiana, który tylko skinął głową i dołączył do reszty chłopaków z drużyny. 
- Cześć! – krzyknął Justin, starając się przedrzeć głosem przez krzyki tłumu. Blondynka uśmiechnęła się promiennie i pogłaskała Jazzy po ramieniu, którym obejmowała szczelnie szyję brata. – Wybieramy się na gorącą czekoladę. Może przejdziesz się z nami? – zaproponował, zdając sobie sprawę z tego, że jego szanse u Carmen są znikome.
- Nigdy nie odmówię wyjścia na gorącą czekoladę! – odpowiedziała i ponownie się uśmiechnęła. – Przebiorę się tylko i możemy iść. Poczekajcie na mnie przed szkołą – dodała i położyła dłoń na ramieniu Justina, jakby chcąc dać mu znać, że mówi prawdę i nie chce go w zemście wystawić do wiatru.
Chłopak skinął tylko głową i odprowadził Carmen wzrokiem do wyjścia z hali. Później spojrzał na Jazzy i uśmiechnął się do niej szeroko, marszcząc przy tym zabawnie nos, co rozbawiło dziewczynkę. Kiedy zaczęła się głośno śmiać, Justin rozejrzał się dookoła, szukając wzrokiem Christiana. Przed wyjściem chciał zamienić z nim kilka słów, jednak nim zdążył wyłowić z tłumu swojego kumpla, jego uwagę przykuła stojąca wśród ludzi Alex. Justin uśmiechnął się do niej lekko i już miał odejść, gdy coś go powstrzymało. Nie miał pojęcia, dlaczego zjawiła się właśnie w tej chwili. Teraz, kiedy miał na nowo zacząć układać sobie życie z kimś, kogo darzył szczególnym uczuciem, ona pojawiła się i wstrzyknęła w jego serce wątpliwości. Musiał raz na zawsze zerwać ze swoją przeszłością. To, co było już nie wróci i należało się z tym w końcu pogodzić.
Wychodząc z hali, Justin ostatni raz spojrzał w stronę Alex i uśmiechnął się lekko, obserwując, jak dziewczyna powoli rozpływa się w powietrzu. Nawet jeśli czuł do Carmen coś wyjątkowego i tak dawno przez niego niespotykanego, to Alex zawsze będzie zajmowała w jego kruchym sercu szczególne miejsce.