1
Justin rozejrzał się dookoła i
zaklął pod nosem, nie mogąc nigdzie znaleźć swojego kumpla. Zaraz jednak nad
jego głową zapaliła się niewielka żaróweczka, a on sam poszedł w stronę
ustawionego w przestronnym przedpokoju bufetu, przy którym miał nadzieję znaleźć
Christiana. Nie pomylił się. Gdy tylko ich oczy się spotkały, Meyer uśmiechnął
się szeroko do szatyna i pokazał mu talerzyk wypełniony po brzegi przeróżnymi
przekąskami, które Pattie zamówiła specjalnie w firmie cateringowej, by nie
musieć marnować czasu na przygotowywanie jedzenia dla gości.
Justin skinął głową na kumpla, a
kiedy ten nie zareagował na znak, złapał go mocno za ramię i odciągnął na bok,
by nikt im nie przeszkadzał w rozmowie. Przez to całe zamieszanie z urodzinami
Jazzy nawet nie miał kiedy pogadać z Christianem o całym tym włamaniu. Dopiero
podczas dokładnego sprzątania salonu i sprawdzania czy nic nie zginęło, udało
mu się znaleźć zapalniczkę z charakterystycznym wzorkiem na jednej ze stron.
Dałby sobie rękę uciąć, że kiedyś widział podobną u Missy. Wątpił jednak, by to
właśnie ona była na tyle odważna, by włamać się do czyjegoś domu. Może po
prostu nie docenia tej dziewczyny, która podczas ich ostatniego spotkania
pokazała, jak bardzo potrafi być zdesperowana, jeśli chodzi o obronę swoich
bliskich.
- Możesz przestać się obżerać? –
zapytał zdegustowany Justin, patrząc, jak blondyn pochłania właśnie kolejny
koreczek. – Czasami zastanawiam się, czy nie masz siedmiu żołądków, jak krowa.
- Hej, zawsze jem dużo kiedy się
denerwuję – wyjaśnił posępnie Christian, wzruszając beztrosko ramionami. – To
ten gach twojej mamy? – skinął głową na stojącego niedaleko nich mocno
zbudowanego mężczyznę, który obserwował wszystkich z pochmurną miną. Zaraz
jednak się rozpromienił, kiedy podeszła do niego Pattie i objęła mocno jego
nogi. – Wiesz, twoja mama nie docenia prawdziwej miłości.
- Masz na myśli to chore uczucie,
którym darzysz moją mamę? – zakpił Justin, kręcąc głową z rozbawieniem. Nigdy
nie mógł zrozumieć, co takiego Christian widzi w Pattie. Przecież nie była
jakąś szczególnie piękną kobietą. Justin określiłby ją jako przeciętną, ale
tylko wtedy, gdy miała na sobie akurat tonę makijażu. Bez niego nawet
przeciętna nie była. – Och, stary, daj sobie spokój i poszukaj kogoś w swoim
wieku.
- Pomyśl, że gdyby udałoby mi się
z twoją mamą i wzięlibyśmy ślub, to byłbym twoim ojczymem! Czy to nie zabawne?
– Christian spojrzał z podekscytowaniem na kumpla, na co ten zrobił niemrawą
minę i przewrócił oczami.
- Nie, to raczej przerażające –
zaśmiał się pod nosem Bieber i powstrzymując wybuch śmiechu, przymknął powieki
i ucisnął nasadę nosa, jakby to miało mu w czymkolwiek pomóc.
- Ale jesteś…
- Wiem, jestem strasznie fajny –
przerwał mu Bieber, uśmiechając się bezczelnie.
- Dosłownie straszny – bąknął
blondyn i westchnął głośno, patrząc z utęsknieniem na swój pusty talerzyk.
Wiedział, że jeśli znów podejdzie do stolika i zacznie nakładać sobie jedzenie,
to Justin się wkurzy i źle się ta wycieczka dla niego skończy. – Okay, to o
czym chciałeś pogadać? Przez telefon brzmiałeś dość niepokojąco.
- Właśnie, pamiętasz…
- Justin! – krzyknęła Pattie,
przywołując do siebie syna.
Chłopak przewrócił oczami i
podszedł do kobiety, ciągnąc za sobą zdezorientowanego blondyna. Kiedy
Christian chciał rzucić kolejny raz idiotycznym tekstem na podryw Pattie,
Justin uderzył go z łokcia w żebra i posłał mu wymowne spojrzenie. Na jego
nieszczęście zbliżał się czas wniesienia tortu do salonu i zaśpiewania Jazzy
„Sto lat”. Umowa wciąż obowiązywała i nawet jeśli nie miał ochoty przebierać
się za Tygryska, to musiał się z niej wywiązać. Wyjazd na weekend do Los
Angeles był zbyt kuszący.
Skinął głową na Christiana i
razem z nim poszedł na górę do swojego pokoju. Na widok leżącego na łóżku
Justina przebrania Tygryska blondyn parsknął głośnym śmiechem, padając
bezwładnie na materac obok kostiumu. Szatyn ze złości kopnął kumpla w piszczel
i kiedy ten posłał mu pełne wyrzutu spojrzenie, uśmiechnął się niewinnie i
wzruszył ramionami. Justin rozebrał się do bokserek i przewrócił oczami, widząc,
że Christian w dalszym ciągu gapi się na niego, jakby chciał mu osobiście pomóc
zdjąć z siebie wszystkie ubrania.
- Czasami się zastanawiam, czy
powinienem pomóc ci szukać chłopaka, czy dziewczyny – powiedział rozbawiony
Justin, zakładając przebranie Tygryska. – Weź mi to zapnij, bo nie sięgnę.
Christian wstał z łóżka i zasunął
zamek w kostiumie, a później podał kumplowi głowę Tygryska.
- Okay, jeśli chodzi o to
włamanie, to zobacz, co znalazłem, kiedy sprzątałem w salonie – powiedział
tajemniczo Justin i wyjął z kieszeni leżących na łóżku spodni zapalniczkę.
- O, to zapalniczka Marcusa –
zauważył blondyn, obracając między palcami przedmiot. Justin otworzył szeroko
oczy ze zdziwienia i nagle zrozumiał, w czym popełnił błąd. Przecież Missy nie
pali papierosów i zapewne musiała wtedy zabrać bratu zapalniczkę, by zmusić go
do rzucenia palenia. To i tak w niczym nie pomogło, bo szybko znalazł sobie
zastępstwo w postaci zapałek. – Myślisz, że to Marcus włamał się do twojego
domu? Co prawda ostatnio widziałem go, jak hasał sobie po boisku, więc byłby na
siłach, by to zrobić – dodał i westchnął głośno.
Justin zagryzł dolną wargę i
wyjął z kieszeni spodni telefon. Odebrał szybko smsa i momentalnie zamarł.
- Wszystko w porządku? – zapytał
zaskoczony Christian, zabierając od kumpla komórkę. – Twoja siostra wygląda
naprawdę uroczo… - przeczytał i nerwowo przełknął ślinę. – Chyba nie chcesz, by
coś jej się stało…
- Szybko, do salonu! – krzyknął
Justin, wybiegając z pokoju. Z tego wszystkiego zapomniał zabrać głowę od
kostiumu. Christian w ostatnim momencie porwał ją z łóżka i ruszył za kumplem
do salonu. – Szlag – syknął szatyn, widząc wymowne spojrzenie mamy. Stojący za
nim blondyn w porę zrozumiał, co się dzieje i nałożył na głowę Biebera resztę
przebrania. – Miej oko na Jazzy. Założę się, że jest tutaj ktoś od Marcusa.
Christian skinął głową i podbiegł
do Jazzy, która na jego widok zaczęła głośno piszczeć i uciekła w popłochu,
prawie wpadając na stół z tortem. Załamany Justin uderzył się potężną łapą w
głowę i gdyby nie amortyzująca gąbka przebrania, pewnie przyprawiłby samego
siebie o wstrząs mózgu.
2
Kiedy nareszcie pozbył się tego
idiotycznego przebrania, zszedł na dół, gdzie wciąż było tylu gości, że sam
ledwo mógł się tam odnaleźć. Gwizdnął na Christiana i posłał mu pytające
spojrzenie, na co ten wzruszył ramionami i zrobił niewinną minkę. Justin w
panice rozejrzał się dookoła siebie, jednak nigdzie nie było małej Jazzy.
Momentalnie jego serce zaczęło bić szybciej, a ciało przeszył nieprzyjemny ból
pochodzący właśnie od tego mięśnia. Ignorując objawy choroby, przeszedł przez
cały salon i już miał krzyknąć, gdy zobaczył bawiącą się z innymi dzieciakami
siostrę. Odetchnął z ulgą i podszedł do Christiana, którego bez ostrzeżenia
uderzył w tył głowy.
- Miałeś ją pilnować –
przypomniał zdenerwowany, już nawet nie zwracając uwagi na swoje serce, które
wprost szalało mu w piersi. – A gdyby ktoś ją porwał? Pomyślałeś o tym?
- A ty pomyślałeś o tym, kiedy
katowałeś Marcusa? – warknął na niego Christian i dopiero widząc spojrzenie
kumpla, zrozumiał, co takiego powiedział. – Znaczy…
Nie dane mu było dokończyć, gdyż
przerwał mu głośny pisk opon, skowyt psa i czyjeś krzyki. Justin od razu
rozpoznał pośród nich swoją młodszą siostrę. Wybiegł do ogrodu i od razu
podbiegł do czterolatki, która ze łzami w oczach pokazała na jezdnię przed domem.
Chłopak niepewnie obejrzał się za siebie i momentalnie zamarł, widząc leżącego
na asfalcie zakrwawionego Bustera. Zostawił Jazzy w rękach Pattie i podbiegł do
swojego psa, który wciąż tkwił nieruchomo na drodze. Justin klęknął przy nim i
dławiąc się łzami, dotknął opuszkami palców zakrwawionego brzucha Bustera.
Kiedy podbiegł do niego Christian, podniósł się z klęczek i rozejrzał dookoła.
- Bierz samochód. Jedziemy do
kliniki – rozkazał, ostrożnie biorąc alaskana na ręce. Pies z ledwością
oddychał, ale wciąż to robił, co było dla Justina choć cieniem szansy, że uda
się go uratować.
Christian otworzył tylne drzwi
samochodu Justina i pomógł mu wsiąść z Busterem, którego owinęli kocem, by tym
powstrzymać krwotok z brzucha. Szatyn ułożył głowę pupila na swojej bluzie i
mrucząc pod nosem niezrozumiałe wyrazy, głaskał go delikatnie po mordzie, na
której były ślady krwi. Nie wierzył w to, co się działo. Nie mógł zrozumieć,
jak bardzo trzeba być podłym, by z premedytacją potrącić czyjegoś psa. Nagle
Justin zaczął uświadamiać sobie, że to wszystko było tylko grą ze strony
Marcusa. Specjalnie wysłał mu tego smsa o Jazzy, by Justin stracił z oczu
Bustera. Któryś z gości musiał zostawić otwartą bramkę, pies to wykorzystał i
kiedy wybiegł na jezdnię, ktoś go po prostu potrącił i uciekł. Bieber był tak
zszokowany, że nawet nie pomyślał o tym, by sprawdzić, czy nie widać było
samochodu, który to zrobił. Liczyło się dla niego tylko dobro Bustera.
- Nie umieraj. Błagam cię, tylko
nie umieraj – wyszlochał, głaszcząc psa po pysku. – Skręć w lewo. Podjedziemy
skrótem – powiedział do Christiana, który prowadził samochód. – Trzymaj się,
jeszcze tylko kawałek – wyszeptał, pochylając się nad psem, który skuczał z
bólu i co chwilę poruszał się nerwowo, jakby licząc na to, że zmiana pozycji
ukoi to nieprzyjemne uczucie.
Gdy tylko samochód zatrzymał się
przed kliniką weterynaryjną, Christian wyskoczył z pojazdu i pomógł Justinowi
wysiąść z mustanga. Szatyn był tak zamroczony wydarzeniami, że nie pozwolił
blondynowi dotknąć swojego psa. Ostatkiem sił wydobył Bustera z samochodu i
owijając go kocem, przytulił szczelnie do siebie. Powłócząc nogami, ruszył w
stronę wejścia do kliniki, a kiedy nareszcie znalazł się w środku, zapłakanymi
oczami omiótł poczekalnię i podszedł do pierwszych lepszych drzwi. Wtargnął do
środka gabinetu zabiegowego, w którym właśnie przebywała jakaś kobieta ze swoim
maleńkim pieskiem. Justin z łatwością mógłby pomylić go z przerośniętym
szczurem, gdyby nie merdający ogon.
- Niech mi pan pomoże –
wyszlochał chłopak, słaniając się na nogach. Oparł się plecami o framugę drzwi
i popatrzył błagalnym wzrokiem na weterynarza, który od razu do niego podszedł
i uniósł nieco koc, by sprawdzić stan zdrowia kolejnego pacjenta. – Potracił go
samochód. Przed moim domem. Przyjechałem tak szybko, jak się dało.
- Chodźmy, nie ma chwili do
stracenia – powiedział szybko lekarz i zapominając o poprzedniej klientce,
wyszedł z Justinem na korytarz.
Wszystko działo się tak szybko.
Nim chłopak zdążył zapytać, czy jego pies to przeżyje, ktoś zabrał od niego
Bustera i zaniósł go do gabinetu zabiegowego. Justin w dalszym ciągu stał w tym
samym miejscu i nieprzytomnym wzrokiem patrzył na zamknięte drzwi sali, gdzie
właśnie był operowany jego ukochany pies. Czując na ramieniu czyjąś dłoń, spojrzał
na Christiana i cicho pociągnął nosem. Musiał wyglądać żałośnie, skoro Meyer
patrzył na niego z politowaniem i takim współczuciem. Nie potrzebował tego. Nie
potrzebował niczyjego współczucia. Chciał tylko, żeby jego psa uratowali i mógł
wrócić z nim do domu.
Nie mogąc dłużej ustać na nogach,
osunął się po ścianie, usiadł na podłodze i podkurczył nogi pod brodę. Nawet
nie zauważył, kiedy przestał płakać, a jego serce zamarło. Siedział pogrążony w
amoku dopóki drzwi od gabinetu zabiegowego się nie otworzyły i nie wyszedł
przez nie lekarz. Już sam wyraz jego twarzy dał Justinowi do zrozumienia, że
nie udało się im uratować Bustera.
- Przykro mi. Nie udało nam się
powstrzymać krwotoku wewnętrznego – powiedział ściszonym głosem mężczyzna.
Justin podniósł się z podłogi i
starł wierzchem dłoni cieknące po jego policzkach łzy. Z ledwością wydobył z
siebie słowa i zapytał lekarza, czy może wejść na salę i ostatni raz pożegnać
się z Busterem. Mężczyzna skinął jedynie głową i wprowadził chłopaka do
pomieszczenia, na którego środku stał stół operacyjny. Dławiąc się słonymi
łzami, Justin podszedł do pogrążonego w wiecznym śnie alaskana i przyglądając
się mu uważnie, przejechał koniuszkami palców po jego pysku, od którego
emanował niezwykły spokój. Chłopak starał się być twardy, jednak kiedy tylko
został sam w pomieszczeniu, wybuchł głośnym szlochem i przytulił twarz do głowy
Bustera.
- Zapłaci mi za to – wyszlochał
chłopak i ostatkiem sił wyszedł na korytarz, gdzie czekał na niego Christian. –
To jeszcze nie koniec wojny – powiedział do blondyna, który tylko zmarszczył
pytająco czoło i posłusznie skinął głową.
3
Do domu odwiózł go Christian, bo
sam nie dałby rady prowadzić samochodu. Przez całą drogę nie odezwał się nawet
słowem. Wyglądał jedynie przez okno i co chwilę mocniej zaciskał dłoń na kocu,
który wciąż był wilgotny od krwi Bustera. Justin wyglądał naprawdę
przerażająco, a ślady czerwonej cieczy na jego jasnej skórze, włosach i białej
koszulce tylko potęgowały ten efekt. Gapił się pustym wzrokiem na zmieniające
się widoki za oknem pędzącego samochodu i raz po raz pociągał nosem, kiedy do
jego oczu napływała nowa dawka łez.
Gdy tylko dotarli na miejsce,
Christian odstawił Justina pod same drzwi domu i upewniwszy się, że sobie dalej
sam poradzi, wsiadł do swojego samochodu i odjechał. Wiedział doskonale, że
Bieber woli zostać sam, by móc choć trochę się pozbierać po stracie jedynego
przyjaciela. Kiedy przekroczył próg domu i nikt nie przybiegł go przywitać,
dotarło do niego, co się stało. Zalewając się rzewnymi łzami, osunął się po
zamkniętych drzwiach i zaczął głośno płakać, nawet nie zastanawiając się, czy
ktoś to słyszy. Poczuwszy na dłoni czyjś delikatny uścisk, uniósł głowę i
spojrzał zapłakanymi oczami na Jazzy, która nawet nie drgnęła, gdy zobaczyła ślady
krwi na ciele swojego brata. Złapała za koc, odsunęła go na bok i siadając
między nogami chłopaka, mocno się do niego przytuliła.
- Nie płacz – szepnęła cichutko,
gładząc ramię brata. – Buster pójdzie do nieba, bo przecież wszystkie psy idą
do nieba – dodała i unosząc główkę, spojrzała na Justina i uśmiechnęła się do
niego. – Będzie tam biegał sobie z innymi pieskami i zajadał się pysznymi
smakołykami.
- Tak, na pewno będzie tam
szczęśliwy – wyszlochał Justin i zaciskając mocno powieki, pociągnął nosem i
oparł policzek na głowie Jazzy, która wciąż się do niego przytulała, nie
zważając na ślady krwi i fakt, że właśnie jej sukieneczka nią przesiąka. W
pewnym momencie Justin nie wytrzymał i znów rozpłakał się niczym małe dziecko.
Przez ciebie mam łzy w oczach.. Tak szkoda mi Bustera. Jak ten gnój mógł to zrobić Justinowi. Biedny psiak. Szkoda,że wtedy Justin nie zabił tego psychola. Na miejscu Justina teraz bym go nie oszczędziła. ;)
OdpowiedzUsuńasdfghjkl?! Nie wiem co napisać... Mam łzy w oczach. Co za chamstwo! Przeczuwam, że Marcus nie dożyje ostatniego rozdziały. Nie jestem nic innego dzisiaj napisać ;o
OdpowiedzUsuństoned-bieber.blog.onet.pl
rozdziału* Nie jestem w stanie* nawet nie ogarniam co się dzieje dlatego tam pisze...
UsuńO nie!
OdpowiedzUsuńDo ostatniej chwili miałam nadzieję, że Buster jednak przeżyje, jak ktoś mógł zrobić coś tak okropnego?
UsuńSmutno mi teraz.
[http://dont-wake-me-up-story.blogspot.com/]
brak mi słów... jak mógł posunąć się do tego, aby zabić ukochanego psa Justina? i to jeszcze w urodziny Jezzy. przecież dla Biebera to jedna z najgorszych kar. teraz jestem przekonana, że chłopak nie odpuści i zemści się na Marcusie o stokroć dotkliwiej.
OdpowiedzUsuńCzemu? Ja się pytam czemu, akurat Buster? Weź poryczałam się... jak tamten mógł to zrobić i to w tak perfidny sposób? Jeszcze na dodatek w urodziny Jazzy? To jest nie sprawiedliwe... ja bym teraz temu Marcusowi nogi z dupy powyrywała! Mam nadzieje, że Stein nie dożyje do końca opowiadania i będzie umierał w męczarniach! Buahah... xd Chociaż Jazzy przejmuje się bratem, bo reszta to ani słychu ani widu. Czekam na następny (: [possess-my-heart]
OdpowiedzUsuńchyba nie potrafię w tym momencie napisać nic sensownego, bo jestem w takim szoku. czemu akurat Buster? przecież był taki wierny Justinowi, a sam Bieber tak mocno go kochał. eh, przez ciebie prawie się poryczałam i teraz mi max smutno. mam nadzieję, że Biebs się za to zemści! i to porządnie!
OdpowiedzUsuńJak czytałam trzecią, część to łzy w oczach miałam.. Jestem pewna, że Justin tego Marcusowi nie puści, płazem i dostanie za to. Biedny Buster.. lubiłam tego psa.. :c Dodawaj szybko proszę <3
OdpowiedzUsuńpopłakałam się .. znając Justina, to mu nie odpuści ..
OdpowiedzUsuńOj ;( rozdział super, ale smutno...
OdpowiedzUsuńZapraszam do czytania i komentowania http://she-believed.blog.onet.pl/ (:
Jesteś okropna zabijając tego psa, musisz to wiedzieć. Taki kochany, wierny Justinowi, a ty tak rozwinęłaś fabułę :( Ugh jestem na Ciebie zła, bo to był mój ulubiony bohater, o ile można go tak nazwać. Niemniej czekam na następny, bo Bieber na pewno ostro się zemści na mordercy Bustera.
OdpowiedzUsuńnie wiem co napisać.. Czytając linijkę po linijce, zdanie po zdaniu miałam małą nadzieję, że uda im się uratować Bustera, ale jednak tak się nie stało... Szkoda, bo strasznie polubiłam tego psa.. Znając Justina nie odpuści Marcusowi i boję się co może z tego wyniknąć..
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że o czymś zapomniałam. No tak, jak mnie ktoś szantażuje o pisanie prologu tak jest XDD Marcus, biedny jesteś jak cie Just dostanie. I Pattie ma wąty do syna, że się do niej nie odzywa skoro sama teraz się nim nie zainteresowała? Mam nadzieje, że Marcus dostanie porządny wpieerdol. Kulka w łeb i do piachu. Czekam na 12, kochanie <3
OdpowiedzUsuńI znowu Jazzy taka słodziutka pod koniec, nawet mi stanęły łzy w oczach i myślałam, że się rozpłaczę. Szkoda psiaka, tym bardziej, że Justin bardzo go kochał. Marcus niech się szykuje, huehuehue :D
OdpowiedzUsuńOch, strasznie się wzruszyłam śmiercią Bustera. Samej zachciało mi się płakać. Zastanawiam się tylko, czy bitwa z Marcusem kiedyś się skończy... Oni ranią siebie nawzajem. Jestem ciekawa, co będzie dalej... Ach! Jak mogłabym zapomnieć o Jazzy. Ta ostatnia scena, jak pociesza Justina była taka przesłodka.
OdpowiedzUsuńKredka
Wzruszyłam się. Piszesz niesamowicie i szczerze Ci powiem że to jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam. Jak możesz informuj mnie o nowych rozdziałach na www.purple-glass.blogspot.com będę wdzięczna. ;D
OdpowiedzUsuńŁzy lecą ....... ;-(
OdpowiedzUsuń