piątek, 20 lipca 2012

Rozdział trzeci

1
Nie lubił sobót, a to dlatego, że od rana musiał sprzątać swój pokój i dodatkowo pomagać Pattie w doprowadzaniu domu do porządku. Justin zawsze wychodził z założenia, że im ma większy porządek, tym wtedy większy bałagan robi. Wystarczyła godzina, by biurko wróciło do poprzedniego stanu, a w całej sypialni zapanował ponownie chaos. Nigdy nie mógł się odnaleźć w uporządkowanych pomieszczeniach, gdzie wszystko znajdowało się na swoim miejscu. Mimo że nieraz przyrzekał sobie, że postara się utrzymać porządek przez kilka dni, to nigdy mu się to nie udało. Sprzątał jedynie wtedy, gdy miał ktoś do niego przyjść, ale tylko wyjątkowy, bo taki Christian i tak nie zwracał uwagi na otoczenie, w którym się znajduje.
Przełożył białe koszulki na samą górę i rozejrzał się dookoła za dzwoniącym telefonem. Po dzwonku domyślił się, że to Christian, bo ten czubek osobiście ustawił piosenkę Disturbed, by Justin wiedział, kiedy powinien spieszyć się z odnalezieniem swojej komórki, która przeważnie gdzieś się zawieruszała. Widząc wyświetlone na ekranie telefonu imię kumpla, nacisnął zieloną słuchawkę i przyłożył aparat do ucha.
- Przeszkadzam kochanie? – zaświergotał przesłodzonym głosem Meyer, na co Justin przewrócił oczami i wyrzucił z szafy wszystkie koszulki, dochodząc do wniosku, że poukłada je kolorystycznie. – Okay, przechodzę do rzeczy. Dzisiaj idę z Sierrą do tego klubu. Przejdziesz się z nami?
- Hm… - Justin kucnął przy ubraniach i zaczął je sortować – w sumie nie mam żadnych planów. Myślałem, żeby pójść na siłownię, ale przejdę się z wami. Ktoś jeszcze idzie?
- Na razie tylko nasza trójka – powiedział Chris i na chwilę zamilkł.
Justin w międzyczasie zdążył odłożyć na bok białe koszulki, których miał chyba najwięcej. Już chciał się rozłączyć, gdy Meyer ponownie zabrał głos:
- Myślałeś już o tym, co zrobisz Marcusowi za rozgłaszanie tylko plotek?
- Jeszcze nie, ale uwierz, że prędzej czy później ten dupek pożałuje, że śmiał w ogóle przyjąć propozycję Brauna – odpowiedział szatyn, uśmiechając się pod nosem. – Słuchaj, stary, nie mam teraz zbytnio czasu na ploteczki. Pogadamy wieczorem. Napisz mi, o której i gdzie się spotykamy.
- Jasne, nie ma sprawy – zamruczał Christian i nie przedłużając, po prostu się rozłączył.
Bieber odłożył komórkę gdzieś na bok i klęcząc na puszystym dywanie, zaczął wkładać do półek ułożone kolorystycznie koszulki. Kiedy już garderoba była wysprzątana, przyszedł czas na komodę, w której roiło się od mnóstwa niepotrzebnych rzeczy. Jeszcze niedawno uważał, że każdy egzemplarz Playboya może się przydać, zwłaszcza w długie samotne wieczory, jednak teraz doszedł do wniosku, że takie gazety są dla kujonów, którzy nie potrafią znaleźć sobie prawdziwej dziewczyny i zaspokajają się widokiem roznegliżowanych na zdjęciach kobiet. Na samą myśl o tym wysunął dolną szufladę i wyjął z niej stertę magazynów, które uznał za niepotrzebne. Wrzucił je do kartonu po butach i odsunął na bok. Już miał przejść do kolejnej szuflady, gdy wzrok Justina zatrzymał się na  leżącym na jej dnie pudełku po suprach. Zajrzał do środka i na widok sterty zdjęć uśmiechnął się lekko. Wziął do ręki kilka fotografii i zaczął je przeglądać.
- Dawno się nie widzieliśmy – wyszeptał, przejeżdżając kciukiem po roześmianej twarzy brązowowłosej dziewczyny. – Czasami wydaje mi się, że siedzisz obok mnie i śmiejesz się z tego, jak się zachowuję… Najwyższy czas się pożegnać – powiedział nieco drżącym głosem i już miał podrzeć trzymane w dłoni zdjęcie, gdy nagle drzwi balkonowe otworzyły się na oścież, a do pokoju wpadło świeże, czerwcowe powietrze. Justin popatrzył ze strachem w oczach na wyjście na taras i pokręcił głową z rozbawieniem. – Zaczynasz świrować.
Przedarł zdjęcie na kilka części i to samo uczynił z pozostałymi fotografiami, które znajdowały się w pudełku po butach. Wrzucił je ponownie do niego i odłożył na bok, by nie przeszkadzało w robieniu dalszych porządków. Nagle poczuł okropne ukłucie w okolicy serca, które zaczęło promieniować do jego lewego ramienia, sprawiając, że przez chwilę stracił czucie w dłoni. Justin złapał się za pierś i wziął kilka głębokich wdechów, próbując opanować szybko bijące serce. Z ledwością podniósł się z klęczek i w dalszym ciągu uciskając lewą część klatki piersiowej, podszedł do szafy i spod sterty koszulek wyjął pomarańczowe opakowanie z lekami. Drżącymi od bólu palcami zdjął wieczko i wysypał na dłoń dwie pastylki. Rozejrzał się po pokoju i nie widząc szklanki z wodą, ruszył do łazienki. Łyknął leki i szybko popił je kranówą, by uniknąć zadławienia. Powłócząc nogami wrócił do sypialni i bezwładnie rzucił się na miękkie łóżko. Dopiero po kilku dłuższych minutach, które zdawały się trwać wieczność, serce w końcu się uspokoiło i zaczęło bić o wiele wolniej. Przez chwilę chłopakowi wydawało się, że bije za wolno.
Ostrożnie podniósł się do pozycji siedzącej i przeczesał drżącymi palcami rozczochrane włosy. Ukrył twarz w spoconych dłoniach i wziął kilka głębokich oddechów. Bał się wstawać z łóżka, bo wciąż wydawało mu się, że gdy tylko wykona gwałtowniejszy ruch, to albo zemdleje, albo ponownie jego serce się zbuntuje i leki przeciwbólowe nie pomogą. Uniósł się na rękach i powoli wstał z materaca. Kiedy zakręciło mu się w głowie, szybko oparł się dłonią o ścianę i przymknął powieki, by nie musieć patrzeć na wirujący wokół niego pokój. Dopiero po chwili otworzył oczy i starł z czoła pojedyncze kropelki potu.
- Weź się w garść – mruknął na samego siebie, podchodząc powoli do komody, na której stały szkatułki z biżuterią. Rozejrzał się po mahoniowym blacie w poszukiwaniu swoich ulubionych, diamentowych kolczyków, jednak nigdzie ich nie było. Zajrzał do każdego pudełeczka z nadzieją, że może odłożył je przez przypadek nie tam, gdzie trzeba. – Cholera jasna, zabiję tę gówniarę – warknął pod nosem i czym prędzej wyszedł z pokoju, już nawet nie zwracając uwagi na bolące serce. Wparował bez pukania do sypialni młodszej siostry i od razu zaczął wywracać pomieszczenie do góry nogami. – Gdzie one są?! – wrzasnął, podchodząc do przestraszonej jego zachowaniem Jazzy.
- Co się tutaj wyprawia? – zapytała zaskoczona Pattie, wchodząc do pokoju czterolatki.
- Ta gówniara ukradła moje diamentowe kolczyki! – wyjaśnił zdenerwowany Justin, w dalszym ciągu przerzucając rzeczy siostry. – Mów, gdzie je dałaś!
- Chodzi o te, które właśnie masz w uszach? – kobieta spojrzała uważnie na syna i kiedy ten złapał się za uszy, zaczęła się głośno śmiać, licząc na to, że tym sposobem rozładuje napiętą atmosferę.
- Bardzo, kurwa, śmieszne – wymruczał zdenerwowany i jednocześnie zawstydzony, wychodząc z pokoju Jazmyn. Trzasnął za sobą drzwiami i szybko uciekł do swojej sypialni.


2
W klubie było już pełno ludzi, jednak jemu to nie przeszkadzało. Lubił takie klimaty i tłumy nieznajomych, przy których mógł się zachowywać, jak tylko chciał. Westchnął cicho i sięgnął po stojącą na blacie stolika szklankę z drinkiem. Był jednak za słodki i już po pierwszym łyku, Justin zrezygnował z dalszego picia tego świństwa. Nie mając lepszego pomysłu, wstał z kanapy i ruszył w stronę baru. Jednym z wielu plusów tego klubu było to, że barmani nigdy nie pytali o dowód osobisty i sprzedawali alkohol nawet niepełnoletnim. Gdy tylko dotarł do celu, skinął głową na wysokiego i mocno umięśnionego chłopaka, a kiedy w końcu do niego podszedł, zamówił piwo z wódką. Wiedział, że taka mieszanka szybko uderzy mu do głowy i w sumie o to właśnie chodziło. Nie powinien pić alkoholu, kiedy zażywa tak silne leki przeciwbólowe, ale wtedy nawet nie pomyślał o tym, że może przynieść to w przyszłości tak fatalne skutki.
Gdy barman nareszcie postawił przed nim kufel z piwem i kieliszek z wódką, Justin popatrzył nieprzytomnym wzrokiem na oba naczynia i uśmiechnął się pod nosem. Chwycił w dłoń mniejsze z nich i wrzucił z pluskiem do kufla z piwem, przy okazji ochlapując blat baru. Sięgnął po serwetkę i starł z drewnianej powierzchni kilka kropel zimnego trunku.
- Co jest, stary? – zapytał już nieco podpity Christian, uwieszając się na ramieniu Justina. Szatyn spojrzał na niego kątem oka i uśmiechnął się pod nosem. – Czemu nie wyrywasz żadnej panienki? Wiesz ile ich tutaj jest? Każda kolejna coraz bardziej pijana!
- Nie zauważyłem jeszcze żadnej, którą mógłbym poderwać na trzeźwo – wyjaśnił Bieber z tym swoim bezczelnym uśmieszkiem wymalowanym na bladej twarzy, która, z każdym kolejnym łykiem piwa wymieszanego z wódką, nabierała coraz to żywszych kolorów. – Gdzie masz Sierrrrrrę? – zapytał szatyn, złośliwie przeciągając ‘r’.
- Poszła przypudrować nosek – zaśmiał się blondyn, siadając na wolnym stołku obok Justina. – Widziałem gdzieś tutaj Missy. Gadaliście?
Na dźwięk imienia swojej byłej dziewczyny, Bieber o mało co nie zadławił się piwem. Popatrzył szeroko otwartymi oczami na Christiana, a kiedy ten się uśmiechnął, zaczął rozglądać się dookoła, mając nadzieję, że wśród tłumu nieznajomych ludzi zauważy Missy. Niestety nie udało mu się znaleźć swojej byłej dziewczyny, co trochę popsuło mu humor. Gdy podeszła do nich Sierra, Christian uśmiechnął się szeroko i od razu zeskoczył ze stołka. Nagle Justin przestał się liczyć, co było takie typowe. Biebera to nawet nie wzruszyło, nauczył się radzić sobie sam i Meyera traktował tylko, jako zwykły dodatek do swojego życia.
Dopił piwo i odstawił pusty kufel na bok. Przez chwilę zastanawiał się nad zamówieniem kolejnego, jednak czując przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele, doszedł do wniosku, że na razie poprzestanie na tym jednym. Zeskoczył ze stołka i ruszył przed siebie na parkiet. Po drodze wpadł przypadkowo na stojącą z boku blondwłosą dziewczynę. Justin przyjrzał się jej uważnie i rozpoznając Missy, uśmiechnął się szeroko i złapał ją za rękę. Stein zaśmiała się jedynie pod nosem i podążyła na parkiet za szatynem. Kiedy znaleźli się dokładnie pod kulą, Justin odwrócił dziewczynę przodem do siebie i przylgnął do niej całym ciałem, delektując się bijącym od niej ciepłem.
- Nie mówiłaś, że tutaj będziesz – zamruczał blondynce do ucha i przejechał ustami po jej gorącej szyi.
- Nie wiedziałam, że tutaj będę – zaśmiała się, kładąc dłonie na ramionach szatyna. Uśmiechnęła się pod nosem i przejechała paznokciami po karku chłopaka, przyprawiając go o gęsią skórkę na całym ciele.
Justin westchnął cicho, zaciągając się perfumami Stein i powoli zjechał dłońmi na jej pośladki. Przyciągnął dziewczynę jeszcze bardziej do siebie i zachłannie wpił się w usta blondynki, rozchylając wargi swoim ciepłym językiem. Na początku Milicent w ogóle się nie opierała, oddawała każdy pocałunek i przeczesywała włosy Justina, które tym razem pozostawił w naturalnym nieładzie, który utworzył się po suszeniu ich suszarką. Dopiero, kiedy dłonie szatyna wsunęły się pod koszulkę blondynki, dotarło do niej, co takiego się dzieje. Kolejny raz chciał ją wykorzystać, a do tego nie mogła dopuścić. Odsunęła się od chłopaka i spojrzała głęboko w jego czekoladowe tęczówki, które wprost pożerały każdą część jej ciała.
- Może pójdziemy się czegoś napić? – zaproponowała, mając nadzieję, że to nieco ostudzi zapał Biebera.
- A może pójdziemy w bardziej ustronne miejsce, byś mogła zająć się Jerrym? – Justin uśmiechnął się bezczelnie i ponownie wpił się w usta blondynki, która z całych sił próbowała go od siebie odepchnąć. Naparł na nią całym ciałem i jeszcze mocniej złapał ją w pasie, by nigdzie mu nie uciekła. – Przestań się stawiać, bo inaczej porozmawiamy – powiedział zdenerwowany Justin i nim dziewczyna zdążyła cokolwiek jeszcze dodać, czy zrobić, chwycił ją mocno za przedramię i pociągnął w stronę toalet, gdzie było o wiele mniej ludzi niż na parkiecie.
- Bieber, puszczaj! – krzyknęła Missy, zapierając się nogami z całych sił. Miała nadzieję, że kiedy zacznie krzyczeć i stawiać się chłopakowi, to w końcu ktoś to zobaczy i przybędzie jej na pomoc. Zaczynała żałować, że nie zabrała za sobą Marcusa, który proponował, że będzie jej towarzyszyć na imprezie. – To boli!
- Będzie bolało, dopóki się nie uspokoisz! – odpowiedział Justin i trzymając w dalszym ciągu rękę blondynki, przyciągnął ją do siebie i pchnął na ścianę. Missy jęknęła cicho, kiedy uderzyła plecami o twardą powierzchnię. – Przecież zawsze lubiłaś rozmawiać z Jerrym. Czyżbyś przestała? – zapytał rozbawiony chłopak, spuszczając wzrok na swoje krocze. Uniósł oczy na dziewczynę i uśmiechnął się do niej kpiąco. – Przywitaj się ze swoim najlepszym przyjacielem.
- Boże, kiedy ty dorośniesz? – warknęła zniesmaczona Missy, próbując odepchnąć od siebie Justina. Jego kpiący uśmieszek przyprawiał ją o mdłości. Nie mogła uwierzyć, że jeszcze niedawno sprawiał, że nogi się pod nią uginały i chciała go mieć tylko dla siebie. Teraz zrobiłaby wszystko, byleby tylko się od niej odczepił. Tak raz na zawsze.
- Boga w to nie mieszaj – wymruczał chłopak i przejechał ustami po szyi blondynki.
Widząc zbliżającego się w ich stronę wysokiego bruneta, Missy posłała mu pełne strachu spojrzenie, modląc się w duchu, by ten zrozumiał aluzję i jej pomógł. Nieznajomy podszedł do nich i nie zwlekając dłużej, złapał Justina za ramię i odsunął go od blondynki.
- Co jest, kurwa?! – wrzasnął Bieber, patrząc na bruneta. – Znajdź sobie własną dziewczynę! – krzyknął mu prosto w twarz i już miał pociągnąć Missy w stronę parkietu, gdy poczuł na ramieniu silny uścisk nieznajomego chłopaka. – Radzę ci ze mną nie zaczynać – wysyczał, patrząc na obrzydliwą dłoń, która miała czelność bezcześcić jego koszulkę od Dolce&Gabbana.
- Myślisz, że się ciebie boję? – zaśmiał się kpiąco nieznajomy i złapał Justina za T-Shirt, a później pchnął go na ścianę i mocno do niej przyparł. – Nienawidzę facetów, którzy nie szanują kobiet!
- A ja nienawidzę typków, którzy wtrącają się w nie swoje sprawy! – odkrzyknął Justin i odepchnął od siebie bruneta. Ten jednak nie dawał za wygraną i momentalnie znów znalazł się naprzeciwko szatyna. – Uwierz, że lepiej dla ciebie, jeśli w tym momencie się wycofasz – powiedział nad wyraz spokojnie, przygładzając koszulkę na brzuchu. Nieznajomy uśmiechnął się kpiąco i przybliżył się do Justina, który nie czekając dłużej, zamachnął się i uderzył chłopaka z pięści w twarz, łamiąc mu nos, z którego momentalnie puściła się krew.
- Przestań! – krzyknęła spanikowana Missy, łapiąc Biebera za rękę, kiedy ten chciał ponownie uderzyć bruneta. Nawet nie zauważyła, kiedy po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
- Nie wtrącaj się! – Justin odepchnął ją od siebie i pochylił się nad siedzącym na podłodze chłopakiem. Złapał go za koszulkę i już miał kolejny raz uderzyć bruneta, gdy usłyszał nawoływania Christiana. Nim szatyn zdążył cokolwiek zrobić, Meyer złapał go za ramię i pociągnął w stronę wyjścia ewakuacyjnego.
- Nie widziałeś ochroniarza? – zapytał zaskoczony, kiedy znaleźli się na zewnątrz klubu. Justin pokręcił tylko głową i spojrzał na pulsującą z bólu dłoń. – Cholera, co on ci takiego zrobił? – zaśmiał się blondyn, przyglądając się swojemu kumplowi.
- Urodził się – odpowiedział Bieber, beztrosko wzruszając ramionami. – Wracamy? Odechciało mi się tutaj siedzieć – powiedział, rozglądając się dookoła. Wolał się upewnić, że żaden z ochroniarzy czy kumpli tego chłopaka nie wyszedł za nimi i będą mogli spokojnie wrócić do domu.
W pewnym momencie z klubu wybiegła zapłakana Missy, na której widok Justin zrobił niemrawą minę i odwrócił się na pięcie, chcąc jak najszybciej zniknąć z jej pola widzenia. Niestety dziewczyna nie zamierzała odpuścić i w mig znalazła się przy szatynie. Złapała go za ramię, odwróciła przodem do siebie i zamachnęła się na niego ręką, jednak Justin w porę złapał ją za nadgarstek i odepchnął w stronę Christiana.
- Posłuchaj mnie, ty głupia suko – wysyczał Bieber, przybliżając się do blondynki, która patrzyła na niego przerażonym wzrokiem. – Nigdy nie waż się podnosić na mnie ręki – wycedził przez zaciśnięte zęby, łapiąc dłonią policzki dziewczyny. Ścisnął je tak mocno, że z ust utworzył się dzióbek. – Jesteś skończoną dziwką, rozumiesz? – uśmiechnął się kpiąco i w tym momencie poczuł na twarzy coś mokrego. Puścił Missy i starł z siebie kropelki jej śliny. – Ty szmato! – wrzasnął i uderzył dziewczynę w policzek.
- Justin! – krzyknął przerażony Christian, łapiąc w ostatnim momencie upadającą pod wpływem uderzenia Missy. Pierwszy raz widział kumpla w takiej sytuacji i sam nie mógł uwierzyć, że Bieber był zdolny do czegoś takiego, jak uderzenie swojej byłej dziewczyny. – Powinieneś już iść. Ja się nią zajmę – powiedział spokojnie blondyn, sprawdzając czy Missy nie ucierpiała za bardzo.
- Jebać ją! – krzyknął Justin, jednak widząc, że Christian nie zamierza zostawić szlochającej Milicent, machnął na nich ręką i odszedł w swoją stronę.


3
Wsunął dłonie do kieszeni spodni i syknął głośno, kiedy poczuł przeraźliwy ból lewej ręki. Spojrzał na nią uważnie i jęknął żałośnie, widząc zaczerwienioną skórę i kilka obtarć, które musiały się utworzyć podczas bójki z nieznajomym brunetem. Justin skręcił w boczną alejkę, która prowadziła do parku i zaklął pod nosem, gdy zobaczył, że żadna z latarni nie świeci. Mimo wszystko zdecydował się pójść tą drogą, gdyż była krótsza, a jedyne o czym w tamtej chwili marzył, to położenie się we własnym łóżku i zaśnięcie ze słuchawkami w uszach, z których będzie wydobywała się muzyka Slipknota.
Kopnął leżący na ziemi kamyk i słysząc czyjeś kroki, uniósł głowę, od razu zauważając idącego z naprzeciwka chłopaka. W Justinie wciąż buzowała zbyt duża ilość adrenaliny, która utworzyła się w jego organizmie pod wpływem bójki w klubie i kłótni z Missy. Należało jej się i wcale nie żałował, że ją uderzył. Nikt nie ma prawa sprzeciwiać się jego woli, zwłaszcza ona.
Kiedy nieznajomy obok niego przeszedł i potrącił go niechcący ramieniem, Justin zatrzymał się w połowie kroku i obejrzał się za chłopakiem.
- Coś ci, kurwa, nie pasuje? – zapytał wściekły Bieber, podchodząc bliżej skate’a, który nie wiedział o czym mowa. – Masz jakiś problem, koleś?
- Nie, ale ty najwyraźniej tak – zaśmiał się kpiąco ubrany w za dużą bluzę i czapkę z daszkiem chłopak. Justin podszedł do niego i popatrzył z wyższością na nieznajomego. – Słuchaj, jest późno. Ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę jest bójka z jakimś dzieciakiem. Sorry, ale takie rzeczy nie są moim hobby.
Już miał odejść, kiedy Bieber złapał go za ramię, odwrócił przodem do siebie i uśmiechnął się wrednie. Nikt nie będzie mówił, że jest dzieciakiem, a już na pewno nie taki śmieć. Nim skate zdążył cokolwiek zrobić, czy powiedzieć, Justin zacisnął prawą dłoń w pięść i uderzył go w policzek. Chłopak zatoczył się do tyłu pod wpływem niespodziewanego ataku, potknął się o krawężnik i upadł prosto na trawę.
- Nikt. Nie. Będzie. Mówił. Że. Jestem. Dzieciakiem! – wycedził przez zaciśnięte zęby, pochylając się nad nieznajomym. W porę zdążył się od niego odsunąć, gdyż skate chciał złapać go za koszulkę i powalić na ziemię. – Nigdy więcej nie waż się mnie tknąć! – powiedział zdenerwowany Justin i kopnął chłopaka w brzuch. Kiedy ten zwinął się w pół, powtórzył to jeszcze kilka razy i gdy zobaczył, że przestał się ruszać, zrobił kilka kroków w tył. Słysząc czyjeś śmiechy, splunął na skate i szybkim krokiem oddalił się w stronę wyjścia z parku.


4
Wyjął z zamrażalnika kawał zamrożonego mięsa i owinął je w ścierkę, a następnie przyłożył do lewej dłoni, która aż pulsowała z bólu. Klnąc pod nosem, oparł głowę na zdrowej ręce i cicho westchnął, delektując się panującym wokół niego spokojem. W kuchni paliła się jedynie niewielka lampka, stojąca na wysepce, przy której siedział, co pozwalało mu odpocząć od ciągłych krzyków i tego, co stało się tego wieczora.
Pamiętał jedynie urywki z bijatyk, to jak powalał przeciwnika i uderzał go pięścią w twarz. Nie miał jednak zielonego pojęcia, jak znalazł się w parku, a później w domu. Był w takim amoku, że nie ogarniał tego, co dzieje się wokół niego. Wciąż miał przed oczami płaczącą Milicent, klęczącego przy niej Christiana, który próbował ją uspokoić. Później ten chłopak w parku, który tak naprawdę nic złego nie zrobił.
Ostatnimi czasy niewiele trzeba było, żeby Justin rzucił się z na kogoś z pięściami. Niedawno prawie uderzył własną matkę, bo zwróciła mu uwagę, żeby nie pisał smsów podczas jedzenia śniadania. Sam nie wiedział, co się z nim dzieje i bał się, że jeśli czegoś z tym nie zrobi, to zamieni się we własnego ojca, a przecież tego nie chciał.
- Justin? – zapytała wystraszona Pattie, wchodząc do kuchni. Popatrzyła na swojego syna, a później na leżące na jego dłoni zamrożone mięso. – Na miłość boską, co ci się stało?
- Nieważne – mruknął cicho, nawet nie mając siły się z nią kłócić. W pewnym momencie przyłapał się na tym, że chciał się do niej przytulić, jednak przypomniawszy sobie wszystkie krzywdy, które mu wyrządziła, od razu się rozmyślił. – Idę spać.
- Mam nadzieję, że nie zrobiłeś nic głupiego.
- Dobranoc – rzucił krótko i nim kobieta zdążyła jeszcze cokolwiek dodać, odłożył mięso na miejsce i poszedł do swojego pokoju. 


|DRUGI | TRZECI | CZWARTY |

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz