piątek, 20 lipca 2012

Rozdział szósty

1
Bez pukania wszedł do pokoju, w którym urzędował Braun i nie zważając na fakt, że trener właśnie rozmawiał z kimś przez telefon, usiadł na fotelu naprzeciwko niego i ostentacyjnie wyłożył nogi na biurko mężczyzny, strącając puszkę z długopisami. Przedmiot upadł z głuchym brzdękiem na twardą posadzkę, wywołując tym samym szeroki uśmiech na twarzy Justina. Uwielbiał denerwować Brauna, zwłaszcza teraz, kiedy tak naprawdę nic już nie mógł mu zrobić. Chłopak zdawał sobie sprawę z tego, że po tym incydencie, który miał miejsce podczas meczu finałowego, Scooter wywali go z drużyny. Najdziwniejsze jednak było to, że Justin wcale się tym nie przejmował. Po tym, jak odezwał się do niego łowca talentów i zaproponował mu w wakacje wyjazd do Los Angeles, gdzie spotka się z zawodnikami z jednej z drużyn NBA, podrzędna drużyna przestała mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. 
- Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę się, że już dzisiaj widzimy się po raz ostatni – powiedział Braun, skończywszy rozmowę przez telefon. Wstał z fotela i mrucząc coś pod nosem, strącił jednym ruchem nogi Justina, które wciąż tkwiły na jego biurku. – Nie będę musiał się z tobą więcej użerać. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że po wakacjach nie wrócisz już do drużyny? – spojrzał uważnie na chłopaka, który w dalszym ciągu uśmiechał się głupkowato.
- Nawet bym nie chciał – powiedział w końcu szatyn, poprawiając postawione na żelu włosy. – Mam już całkiem inne plany odnośnie swojej przyszłości i uwierz, że powrót do drużyny, to chyba ostatnia rzecz na jaką bym się zdecydował i miał ochotę – uśmiechnął się kpiąco i splótł dłonie na klatce piersiowej. – Przyszedłem tylko się pożegnać i życzyć ci udanych wakacji.
- Oczywiście – prychnął Scooter, patrząc z politowaniem na chłopaka. – Przyznaj się, że w tym momencie wyobrażasz sobie, jak zaraz po wyjściu ze szkoły potrąca mnie samochód i całe wakacje spędzam w szpitalu.
- Autobus – poprawił z cynicznym uśmieszkiem, wstając z fotela. – Mówiłem szczerze, naprawdę. Ja wiem, że przez ostatni czas nie należałem do najmilszych osób i wcale nie dziwię się, że straciłeś do mnie cierpliwość. Przepraszam za wszystkie niedogodności.
- Coś ci się stało? Umierasz, albo uderzyłeś się porządnie w głowę? Nie wierzę, że mówisz to wszystko ot tak – powiedział Braun, patrząc podejrzliwie na Justina, który tylko parsknął głośnym śmiechem i wyciągnął rękę do mężczyzny. Scooter zerknął na zawieszoną w powietrzu dłoń chłopaka i pomimo oporów, zdecydował się ją uścisnąć. – Justin, na pewno wszystko u ciebie w porządku?
- Tak, po prostu chcę zacząć coś nowego i wolę rozpocząć to, mając czyste sumienie – odpowiedział całkiem poważnie Bieber i uśmiechając się lekko, oswobodził dłoń z uścisku byłego trenera. – Jeszcze raz życzę ci udanych wakacji i pamiętaj: co złego, to nie ja – dodał i nie czekając na reakcję mężczyzny, wyszedł z pokoju.
Miał cichą nadzieję, że dzięki temu uda mu się nie być głównym podejrzanym, kiedy rozprawi się nareszcie z Marcusem. Nawet jeśli odpuścił sobie szkolną drużynę, to nie odpuścił tego sukinsyna, który sprawił, że został zdegradowany z roli kapitana do zwykłego pachołka, którym można pomiatać na boisku. Nie, Justin Bieber nigdy nie odpuszcza, zwłaszcza takim szujom, jak Stein.


2
Nic tak bardzo go nie cieszyło, jak fakt, że za godzinę rozpocznie się apel z okazji zakończenia roku szkolnego i przez najbliższe dwa miesiące nie zobaczy tego przeklętego miejsca. Uśmiechnął się pod nosem, widząc stojącą przy swojej szafce Missy i poprawiając włosy, podszedł do dziewczyny, która na jego widok otworzyła szeroko oczy i przełknęła nerwowo ślinię. Całkowicie zapomniał o tym, że od tamtego incydentu ani razu ze sobą nie rozmawiali. Teraz dopiero dotarło do niego, co takiego się wydarzyło pomiędzy nimi. Westchnął cicho i zrezygnowany oparł się ramieniem o metalowe szafki.
- Coś cię do mnie sprowadza? – zapytała Missy, chcąc brzmieć na pewną siebie dziewczynę, jednak głos pomimo kontroli drżał jej niemiłosiernie, zdradzając to, jak bardzo boi się stojącego naprzeciwko Justina.
- Chciałem zapytać, jak się miewasz – powiedział cicho chłopak, patrząc na twarz blondynki, na której pojawił się znikomy uśmiech. Kiedy spostrzegła, co robi, momentalnie spoważniała i wróciła do wyjmowania rzeczy z szafki. – Przepraszam za to, co wtedy zrobiłem. Nie panowałem nad sobą. Przecież wiesz, że nigdy nie podniósłbym na ciebie ręki.
- Nie? – prychnęła, wciskając do torebki zeszyty. Justin zagryzł usta w wąską linię i głośno westchnął. – Słuchaj, ja naprawdę chciałabym wierzyć w każde twoje słowo, ale już nie potrafię. Nie wierzę w to, że ktoś tak podły, jak ty, mógłby się zmienić. Czy ty kiedykolwiek kogoś kochałeś? – spytała rozgoryczona, patrząc szklistymi oczami na chłopaka. Justin chciał coś powiedzieć, jednak zaraz został uciszony przez Missy. – Chodzi o takie prawdziwe uczucie, a nie takie, które pojawia się podczas uprawiania seksu. Kochałeś kogoś tak mocno, że dla tej osoby byłbyś w stanie zmienić cały swój dotychczasowy światopogląd? Ja tak. Ciebie, ty kretynie, ale ty tego nie dostrzegałeś, bo byłeś za bardzo zapatrzony w czubek własnego nosa. Rozejrzyj się czasem dookoła. Może wtedy zobaczysz, ile osób widzi w tobie swój autorytet, zwłaszcza Jazzy, którą traktujesz, jak swojego wroga.
- Missy…
- Nie, Justin, po prostu nie! – powiedziała podniesionym tonem, patrząc uważnie na chłopaka. – Zostaw mnie w spokoju. Jeśli choć trochę ci na mnie zależy, to po prostu odejdź i pozwól mi ułożyć sobie życie z kimś, kto mnie doceni i pokocha, bo ty tego nie potrafiłeś i nie będziesz potrafił.
- Przepraszam – szepnął ledwo dosłyszalnie, odchodząc w swoją stronę.
Ostatni raz spojrzał przez ramię na blondynkę. Widział, jak z ledwością powstrzymuje napływające do oczu łzy, aż w końcu pęka i wybucha cichym szlochem, starając się nie zwracać na siebie zbyt wielkiej uwagi przechodzących obok uczniów. Justin zagryzł usta w wąską linię i ze złości kopnął leżący na ziemi plecak jakiegoś chłopaka, który właśnie pakował swoje rzeczy. Gdy chciał coś powiedzieć, Bieber popatrzył na niego groźnie i odszedł w stronę głównych drzwi, prowadzących na dziedziniec szkoły, gdzie miał się odbyć apel. Widząc gromadzących się wokół sceny uczniów, postanowił zostać na schodach, skąd miał idealny widok na główny plac. Usiadł na murku i rozejrzał się dookoła, wzrokiem szukając Christiana. Kiedy zobaczył stojącego w tłumie blondyna, skinął na niego głową i uśmiechnął się półgębkiem, widząc, jak kumpel obejmuje ramieniem Sierrę.
- Hej przystojniaku – zamruczała Justinowi do ucha siadająca obok niego na murku Carmen.
Chłopak spojrzał przez ramię na dziewczynę i szeroko się do niej uśmiechnął. Nawet na zakończenie roku musiała założyć długą do kostek spódnicę, w której wyglądała, jak hipiska. Mimo wszystko było w jej strojach coś naprawdę pociągającego. Kiedy usiadła obok niego, położyła głowę na jego ramieniu i przymknęła powieki, delektując się padającymi na twarz promieniami słońca.
- Masz jakieś plany na dzisiaj? – zapytał po chwili Justin, opierając policzek na ułożonych w nieładzie włosach blondynki. Kiedy pokręciła głową, uśmiechnął się pod nosem i rozejrzał dookoła, zatrzymując wzrok na stojącej niedaleko nich Selenie. Dziewczyna przyglądała im się przez dłuższy czas, a kiedy Justin posłał jej wredny uśmieszek, zbiegła po schodach i od razu wtopiła się w tłum uczniów. – Może wyskoczymy do kina?
- Do kina? – zaśmiała się pod nosem, podnosząc głowę z ramienia Justina. – Myślałam raczej o jakiejś imprezie, ale w sumie kino też może być – powiedziała po chwili i uśmiechnęła się promiennie, ukazując chłopakowi swoje bielutkie zęby, które idealnie kontrastowały z krwistoczerwoną szminką.


3
Zakończenie roku miało zostać uwieńczone puszczeniem filmiku nakręconego dla ostatnich klas, które właśnie żegnały się raz na zawsze z liceum. Justin w dalszym ciągu siedział na murku i rozmawiał z Carmen, za nic mając sobie przemowy dyrektora oraz przewodniczącego szkoły, który pod koniec monologu tak się wzruszył, że uronił nawet kilka łez. Justin uważał, że to żałosne, bo praktycznie nikt nie lubił tego chłopaka i do dzisiaj nie wiadomo, kto i dlaczego powołał go na stanowisko przewodniczącego szkoły. Krążą plotki, że przekupił kogo trzeba i tym oto sposobem spełnił jedno ze swoich marzeń.
Kiedy włączono film, Justin wyprostował się niczym struna i trącił łokciem siedzącą obok niego blondynkę. Zamiast stworzonego dla ostatnich klas filmu, pojawiło się nagranie z kamery, którą zainstalowano kilka miesięcy wcześniej w męskiej toalecie, a o której zarówno Justin, jak i Carmen zapomnieli. Bieber otworzył szeroko oczy ze zdumienia i niepewnie zerknął na tłum uczniów, którzy jak na rozkaz odwrócili się w ich stronę i zaczęli coś między sobą szeptać.
- Proponuję się stąd ewakuować – powiedział do Carmen, która wpatrywała się w wielki ekran, na którym w dalszym ciągu wyświetlano nagranie, na którym całowała się namiętnie z Justinem. Chłopak zeskoczył z murku i pociągnął blondynkę za sobą, starając się uniknąć konfrontacji z jej napakowanym gachem. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, zwłaszcza Greg, uciekli do szkoły i od razu schowali się w gabinecie dyrektora, który o dziwo nie był zamknięty na klucz.
- Jesteśmy martwi – wymruczała zszokowana Carmen, siadając na biurku. Justin podszedł do dziewczyny i rozchylając jej nogi, stanął pomiędzy nimi i szeroko się uśmiechnął. – Z czego się tak cieszysz? Greg mnie zabije, a ciebie Braun wywali z drużyny!
- Cii – szepnął, kładąc palec na ustach blondynki. – Po pierwsze: nikt cię nie zabije, bo mu na to nie pozwolę, a po drugie: dzisiaj oficjalnie odszedłem z drużyny, więc nic mi nie grozi – wyjaśnił i odsunąwszy dłoń od ust dziewczyny, czule musnął je swoimi i po chwili pogłębił pocałunek.
Wiedział doskonale, że taka afera na pewno nie skończy się zbyt dobrze, ale w tamtym momencie niewiele go to interesowało. Wsunął dłonie pod spódnicę Carmen i zimnymi palcami przesunął po jej udach, zatrzymując się na odznaczonej przez figi linii. Zamruczał przez pocałunek, przysuwając dziewczynę bliżej do siebie. Oplotła nogami Justina i wślizgnęła dłonie pod jego koszulkę, sprawiając, że na całym ciele szatyna pojawiła się gęsia skórka.
- Miałeś kiedyś ochotę zrobić to w gabinecie dyrektora? – zapytała Carmen, patrząc z pożądaniem na Justina, który tylko uśmiechnął się półgębkiem i nie odpowiadając, wpił się zachłannie w jej usta.
Blondynka chwyciła drżącymi dłońmi końce koszulki Justina i pociągnęła ją do góry, po chwili zdejmując z chłopaka. Odrzuciła ubranie na bok i oblizując wargi koniuszkiem języka, spojrzała zachłannym wzrokiem na tors szatyna, na którym spokojnie spoczywał wisiorek yin i yang. Justin wycofał się w stronę drzwi, przekręcił klucz w zamku i uśmiechając się zadziornie do Carmen, podszedł do niej i od razu wpił się w jej usta, na których nie było już śladu po czerwonej szmince.
Na chwilę oderwawszy się od szatyna, zdjęła z siebie bluzkę, a później stanik, który odrzuciła gdzieś na bok, by nie przeszkadzał w zabawie. Zwinnymi palcami przejechała po torsie Justina i zatrzymała je na pasku od jego spodni. Nie przestając całować się z chłopakiem, odpięła powoli pasek, guzik i rozporek, a później zsunęła z niego dżinsy, które zatrzymały się bezszelestnie na kostkach szatyna. Uśmiechnęła się przez pocałunek, czując dłonie Justina na wewnętrznej części swoich ud, które pod wpływem dotyku chłopaka aż płonęły.
Pozbywszy się zbędnej odzieży, zrzucił z biurka rzeczy dyrektora i położył na nim Carmen. Jednym ruchem zdjął z niej spódnicę i uśmiechnął się pod nosem na widok koronkowych, czerwonych bokserek, które na sobie miała. Wszedł na biurko i klęcząc pomiędzy nogami dziewczyny, pochylił się nad twarzą blondynki i zachłannie wpił się w jej usta.
Oddychając szybko, zsunęła z siebie bokserki i oplatając nogami biodra chłopaka, przyciągnęła go do siebie, dając mu tym samym znak, że może zaczynać pierwszą rundę. Czując w sobie Justina, jęknęła cicho i odruchowo wbiła paznokcie w nagie plecy szatyna, sprawiając tym samym, że ruchy jego bioder stały się szybsze i gwałtowniejsze. Dziewczyna nabrała w płuca sporą dawkę powietrza wymieszanego z perfumami Justina i powoli zaczęła je wypuszczać przez lekko rozchylone usta, przez które co chwilę wydobywało się ciche pojękiwanie. Mocniej wbiła palce w plecy chłopaka i odchyliła głowę do tyłu, upajając się każdym jego oddechem i gestem.


4
Oparł się plecami o ścianę i spojrzał na palącego papierosa Christiana. Justin nigdy nie mógł zrozumieć, dlaczego ludzie trują się tym świństwem. On sam spróbował tego tylko raz w życiu i po tym, jak wymiotował później przez pół nocy, obiecał sobie, że już nigdy nie sięgnie po papierosa. Rzadko nawet pijał alkohol, a wszystko przez to, że miał słabą głowę i serce. Wolał nie ryzykować, że zbyt duża ilość procentów zrobi z jego mózgu nic nie warty organ. Na własne oczy widział, jak przez alkohol Jeremy stacza się na samo dno. Nie chciał powtarzać błędów ojca, dlatego też trzymał się z daleka od wszelkiego rodzaju używek.
Gdy blondyn dokończył papierosa, rzucił niedopałek na ziemię i przydeptał go czubkiem buta, Justin posłał kumplowi znaczące spojrzenie i skinął głową na stojący nieopodal kosz na śmieci. Meyer przewrócił jedynie oczami, schylił się po niedopałek i posłusznie wrzucił go do pojemnika na odpadki.
- Grzeczny chłopczyk – zaśmiał się szyderczo Justin, zerkając w stronę drzwi wyjściowych.
Zgodnie z planem Marcus miał kończyć trening około dziewiętnastej, a właśnie dochodziła ta godzina, co oznaczało, że niedługo powinien wyjść z siłowni. Justin zaczął się zastanawiać, po co ten idiota chodzi do takich miejsc skoro i tak nie widać żadnych rezultatów. Wciąż jest tym samym chudzielcem, którego można w łatwy sposób sfaulować na boisku, o czym ostatnio przekonał się Justin. Wystarczyło lekko go trącić w ramię, a ten już leżał na podłodze i wył z bólu, bo uderzył się łokciem w parkiet.
- Szykuj się – powiedział pod nosem Christian, narzucając na głowę kaptur czarnej bluzy.
Justin przewrócił oczami i uczynił to samo, powątpiewając jednak w to, by takie błahe przebranie cokolwiek dało. Wiedział doskonale, że Marcus ich rozpozna i gdy tylko wyjdzie ze szpitala doniesie na nich policji. Mimo wszystko dzięki temu było więcej zabawy. Chłopcy dodatkowo zasłonili twarze do linii oczu czarnymi chustami, co dodało całości lepszego efektu.
Gdy tylko Marcus opuścił samotnie budynek siłowni i skręcił w boczną alejkę, chłopcy ruszyli za nim, starając się nie robić zbyt wiele hałasu. Chcieli wziąć go z zaskoczenia, by nie miał zbyt wiele czasu na bronienie się. Christian wyprzedził nieco Biebera i gdy był już blisko Marcusa, położył mu dłoń na ustach i przycisnął do siebie, oplatając jego klatkę piersiową silnym ramieniem. Stein próbował krzyknąć, nawet chciał ugryźć rękę blondyna, jednak ten przewidział takie posunięcie i zakrył dłonie rękawami grubej bluzy.
Justin stanął przed wierzgającym nogami brunetem i uśmiechnął się pod nosem, czego ten nie mógł zauważyć, gdyż połowę twarzy szatyna zakrywała czarna chusta. Podwinął rękawy ciemnej bluzy i zacisnąwszy dłoń w pięść, uderzył Marcusa w brzuch. Kiedy zwinął się w pół, Christian odsłonił jego twarz, by Justin mógł wymierzyć mu kolejny cios w szczękę. Krew trysnęła z ust bruneta, a on zatoczył się na ścianę, nie mogąc dłużej utrzymać równowagi. Bieber podszedł do niego i łapiąc bruneta za włosy, uniósł jego głowę i ponownie uderzył go w twarz, tym razem przestawiając nos, z którego momentalnie puściła się szkarłatna ciecz. Christian stanął za Steinem, złapał go za ramiona i odciągając je do tyłu, odsłonił jego brzuch, narażając tym samym na uderzenia Justina.
Widząc, że Marcus powoli traci przytomność, Meyer puścił go i pozwolił upaść na twardy chodnik. Szatyn pochylił się nad nim i na sam koniec kopnął chłopaka w brzuch, przez co ten zwinął się w kłębek i splunął krwią na ziemię. Justin jeszcze kilka razy uderzył Marcusa i pewnie by go zabił, gdyby nie pilnujący go Christian. Na odchodne Bieber rozrzucił wokół nieprzytomnego bruneta jego rzeczy i szybko oddalił się razem z Meyerem w stronę stojącego na parkingu samochodu.
- Ten sukinsyn ubrudził mi bluzę – wymruczał zniesmaczony Justin, wsiadając do auta Christiana. Blondyn odpalił silnik i pokręcił głową z rozbawieniem. – Śmieszy cię to, cwelu? – warknął na niego, wyjmując z kieszeni spodni wibrujący telefon. – Szlag! Zapomniałem o spotkaniu z Carmen…
- Uu, randka z dziewczyną wroga? – zaśmiał się Meyer, wyjeżdżając szybko z parkingu. Justin posłał mu pełne politowania spojrzenie i westchnął głośno. – Nie wiesz, kto mógł podmienić kasety na apelu?
- Nie wiem, ale podejrzewam, że to ta suka Selena – odpowiedział Bieber, odpisując szybko Carmen. Napisał jedynie, że przeprasza i wyjaśni jej to, jak tylko się spotkają. Dziewczyna już nic więcej do niego nie wysłała, co oznaczało, że jest naprawdę wściekła. – Widziałem ją, jak wychodziliśmy wtedy na korytarz. Myślałem, że to sprzątaczka, ale teraz to układa się w całość. Szmata musiała zobaczyć mnie z Carmen, poczuła się wielce urażona i postanowiła się zemścić. Dzisiaj widziałem ją, jak gapiła się na mnie i Bennett, kiedy siedzieliśmy przed szkołą. Ma dziwka szczęście, że skończyła się szkoła i nie chce mi się jej szukać. Ale przysięgam, że jak tylko ją gdzieś spotkam, to skończy jak Marcus.
- Spokojnie ogierze – parsknął Christian i kiedy Justin spojrzał na niego morderczym wzrokiem, uśmiechnął się szeroko i wzruszył ramionami. – Okay, jesteśmy na miejscu.
- Ta, dzięki… - mruknął Bieber i otworzywszy drzwi samochodu, wysiadł z pojazdu, rzucając do kumpla krótkie „cześć”. Nie czekając na odpowiedź, ruszył w stronę frontowych drzwi, mając nadzieję, że i tym razem Pattie zapomniała zamknąć je na klucz. Odetchnął z ulgą, gdy ustąpiły pod naciskiem i bez problemu wszedł do domu. Poczekał, aż samochód Christiana zaniknie za zakrętem, a później zamknął drzwi, nie zapominając o przekręcenia klucza w drzwiach.
Był wykończony. Ten dzień zdecydowanie okazał się zbyt męczący i gdyby nie fakt, że na dłoniach wciąż miał krew Marcusa, pewnie od razu położyłby się do łóżka. Wolał jednak nie ryzykować, że rano mama zauważy ślady po bójce, dlatego od razu udał się do łazienki. Zrzuciwszy z siebie ubrania, wszedł do kabiny prysznicowej i odkręcił kurek z ciepłą wodą. Zaraz jednak dodał trochę zimnej, by doprowadzić swoje skołatane nerwy do porządku.
Dokładnie zmył z dłoni ślady krwi, jakby bał się, że zarazi się czymś od Marcusa, co wcale by go nie zdziwiło. Bóg jeden wie, co ten śmieć w sobie nosi. Justin spłukał z siebie resztki piany i zakręcił wodę. Nie miał nawet siły, by wycierać ciało ręcznikiem, dlatego owinął nim jedynie biodra i zostawiając ubrania na środku łazienki, ruszył do swojego pokoju. W połowie drogi przypomniał sobie o telefonie, który nadal znajdował się w kieszeni jego spodni. Zawrócił więc szybko, zabrał komórkę i starając się za bardzo nie hałasować, wrzucił ubrania do pralki, a później poszedł do swojego pokoju.
Chciał przed spaniem zadzwonić jeszcze go Carmen, by wyjaśnić jej całą sytuację, jednak gdy tylko położył się na łóżku, ogarnęło go niesamowite zmęczenie, a powieki same się zamknęły. 


| PIĄTY | SZÓSTY | SIÓDMY |



2 komentarze:

  1. Widzę, że na dobre opuszczasz Onet :)

    OdpowiedzUsuń
  2. cieszę się, że przeszłaś na blogspota, za każdym razem kiedy nadrabiałam twoje opowiadanie musiałam nieskończoną ilość razy klikać: odśwież, aby dokończyć czytanie. ;o
    scena z Carmen była po prostu nieziemska, nie spodziewałam się tego. podoba mi się, że Justin jest przedstawiony jako 'bad-boy'. :D czekam na następny! :D

    OdpowiedzUsuń