1
Bez pukania wszedł do pokoju, w
którym urzędował Braun i nie zważając na fakt, że trener właśnie rozmawiał z kimś
przez telefon, usiadł na fotelu naprzeciwko niego i ostentacyjnie wyłożył nogi
na biurko mężczyzny, strącając puszkę z długopisami. Przedmiot upadł z głuchym
brzdękiem na twardą posadzkę, wywołując tym samym szeroki uśmiech na twarzy
Justina. Uwielbiał denerwować Brauna, zwłaszcza teraz, kiedy tak naprawdę nic
już nie mógł mu zrobić. Chłopak zdawał sobie sprawę z tego, że po tym
incydencie, który miał miejsce podczas meczu finałowego, Scooter wywali go z
drużyny. Najdziwniejsze jednak było to, że Justin wcale się tym nie przejmował.
Po tym, jak odezwał się do niego łowca talentów i zaproponował mu w wakacje
wyjazd do Los Angeles, gdzie spotka się z zawodnikami z jednej z drużyn NBA,
podrzędna drużyna przestała mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo
cieszę się, że już dzisiaj widzimy się po raz ostatni – powiedział Braun,
skończywszy rozmowę przez telefon. Wstał z fotela i mrucząc coś pod nosem,
strącił jednym ruchem nogi Justina, które wciąż tkwiły na jego biurku. – Nie będę
musiał się z tobą więcej użerać. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego,
że po wakacjach nie wrócisz już do drużyny? – spojrzał uważnie na chłopaka,
który w dalszym ciągu uśmiechał się głupkowato.
- Nawet bym nie chciał –
powiedział w końcu szatyn, poprawiając postawione na żelu włosy. – Mam już
całkiem inne plany odnośnie swojej przyszłości i uwierz, że powrót do drużyny,
to chyba ostatnia rzecz na jaką bym się zdecydował i miał ochotę – uśmiechnął
się kpiąco i splótł dłonie na klatce piersiowej. – Przyszedłem tylko się
pożegnać i życzyć ci udanych wakacji.
- Oczywiście – prychnął Scooter,
patrząc z politowaniem na chłopaka. – Przyznaj się, że w tym momencie
wyobrażasz sobie, jak zaraz po wyjściu ze szkoły potrąca mnie samochód i całe
wakacje spędzam w szpitalu.
- Autobus – poprawił z cynicznym
uśmieszkiem, wstając z fotela. – Mówiłem szczerze, naprawdę. Ja wiem, że przez
ostatni czas nie należałem do najmilszych osób i wcale nie dziwię się, że
straciłeś do mnie cierpliwość. Przepraszam za wszystkie niedogodności.
- Coś ci się stało? Umierasz,
albo uderzyłeś się porządnie w głowę? Nie wierzę, że mówisz to wszystko ot tak
– powiedział Braun, patrząc podejrzliwie na Justina, który tylko parsknął
głośnym śmiechem i wyciągnął rękę do mężczyzny. Scooter zerknął na zawieszoną w
powietrzu dłoń chłopaka i pomimo oporów, zdecydował się ją uścisnąć. – Justin,
na pewno wszystko u ciebie w porządku?
- Tak, po prostu chcę zacząć coś
nowego i wolę rozpocząć to, mając czyste sumienie – odpowiedział całkiem poważnie
Bieber i uśmiechając się lekko, oswobodził dłoń z uścisku byłego trenera. –
Jeszcze raz życzę ci udanych wakacji i pamiętaj: co złego, to nie ja – dodał i
nie czekając na reakcję mężczyzny, wyszedł z pokoju.
Miał cichą nadzieję, że dzięki
temu uda mu się nie być głównym podejrzanym, kiedy rozprawi się nareszcie z
Marcusem. Nawet jeśli odpuścił sobie szkolną drużynę, to nie odpuścił tego
sukinsyna, który sprawił, że został zdegradowany z roli kapitana do zwykłego
pachołka, którym można pomiatać na boisku. Nie, Justin Bieber nigdy nie
odpuszcza, zwłaszcza takim szujom, jak Stein.
2
Nic tak bardzo go nie cieszyło,
jak fakt, że za godzinę rozpocznie się apel z okazji zakończenia roku szkolnego
i przez najbliższe dwa miesiące nie zobaczy tego przeklętego miejsca.
Uśmiechnął się pod nosem, widząc stojącą przy swojej szafce Missy i poprawiając
włosy, podszedł do dziewczyny, która na jego widok otworzyła szeroko oczy i
przełknęła nerwowo ślinię. Całkowicie zapomniał o tym, że od tamtego incydentu
ani razu ze sobą nie rozmawiali. Teraz dopiero dotarło do niego, co takiego się
wydarzyło pomiędzy nimi. Westchnął cicho i zrezygnowany oparł się ramieniem o
metalowe szafki.
- Coś cię do mnie sprowadza? –
zapytała Missy, chcąc brzmieć na pewną siebie dziewczynę, jednak głos pomimo
kontroli drżał jej niemiłosiernie, zdradzając to, jak bardzo boi się stojącego
naprzeciwko Justina.
- Chciałem zapytać, jak się
miewasz – powiedział cicho chłopak, patrząc na twarz blondynki, na której
pojawił się znikomy uśmiech. Kiedy spostrzegła, co robi, momentalnie
spoważniała i wróciła do wyjmowania rzeczy z szafki. – Przepraszam za to, co
wtedy zrobiłem. Nie panowałem nad sobą. Przecież wiesz, że nigdy nie
podniósłbym na ciebie ręki.
- Nie? – prychnęła, wciskając do
torebki zeszyty. Justin zagryzł usta w wąską linię i głośno westchnął. –
Słuchaj, ja naprawdę chciałabym wierzyć w każde twoje słowo, ale już nie
potrafię. Nie wierzę w to, że ktoś tak podły, jak ty, mógłby się zmienić. Czy
ty kiedykolwiek kogoś kochałeś? – spytała rozgoryczona, patrząc szklistymi
oczami na chłopaka. Justin chciał coś powiedzieć, jednak zaraz został uciszony
przez Missy. – Chodzi o takie prawdziwe uczucie, a nie takie, które pojawia się
podczas uprawiania seksu. Kochałeś kogoś tak mocno, że dla tej osoby byłbyś w
stanie zmienić cały swój dotychczasowy światopogląd? Ja tak. Ciebie, ty
kretynie, ale ty tego nie dostrzegałeś, bo byłeś za bardzo zapatrzony w czubek
własnego nosa. Rozejrzyj się czasem dookoła. Może wtedy zobaczysz, ile osób
widzi w tobie swój autorytet, zwłaszcza Jazzy, którą traktujesz, jak swojego
wroga.
- Missy…
- Nie, Justin, po prostu nie! –
powiedziała podniesionym tonem, patrząc uważnie na chłopaka. – Zostaw mnie w
spokoju. Jeśli choć trochę ci na mnie zależy, to po prostu odejdź i pozwól mi ułożyć
sobie życie z kimś, kto mnie doceni i pokocha, bo ty tego nie potrafiłeś i nie
będziesz potrafił.
- Przepraszam – szepnął ledwo
dosłyszalnie, odchodząc w swoją stronę.
Ostatni raz spojrzał przez ramię
na blondynkę. Widział, jak z ledwością powstrzymuje napływające do oczu łzy, aż
w końcu pęka i wybucha cichym szlochem, starając się nie zwracać na siebie zbyt
wielkiej uwagi przechodzących obok uczniów. Justin zagryzł usta w wąską linię i
ze złości kopnął leżący na ziemi plecak jakiegoś chłopaka, który właśnie
pakował swoje rzeczy. Gdy chciał coś powiedzieć, Bieber popatrzył na niego
groźnie i odszedł w stronę głównych drzwi, prowadzących na dziedziniec szkoły,
gdzie miał się odbyć apel. Widząc gromadzących się wokół sceny uczniów,
postanowił zostać na schodach, skąd miał idealny widok na główny plac. Usiadł
na murku i rozejrzał się dookoła, wzrokiem szukając Christiana. Kiedy zobaczył
stojącego w tłumie blondyna, skinął na niego głową i uśmiechnął się półgębkiem,
widząc, jak kumpel obejmuje ramieniem Sierrę.
- Hej przystojniaku – zamruczała
Justinowi do ucha siadająca obok niego na murku Carmen.
Chłopak spojrzał przez ramię na
dziewczynę i szeroko się do niej uśmiechnął. Nawet na zakończenie roku musiała
założyć długą do kostek spódnicę, w której wyglądała, jak hipiska. Mimo
wszystko było w jej strojach coś naprawdę pociągającego. Kiedy usiadła obok
niego, położyła głowę na jego ramieniu i przymknęła powieki, delektując się
padającymi na twarz promieniami słońca.
- Masz jakieś plany na dzisiaj? –
zapytał po chwili Justin, opierając policzek na ułożonych w nieładzie włosach
blondynki. Kiedy pokręciła głową, uśmiechnął się pod nosem i rozejrzał dookoła,
zatrzymując wzrok na stojącej niedaleko nich Selenie. Dziewczyna przyglądała im
się przez dłuższy czas, a kiedy Justin posłał jej wredny uśmieszek, zbiegła po
schodach i od razu wtopiła się w tłum uczniów. – Może wyskoczymy do kina?
- Do kina? – zaśmiała się pod
nosem, podnosząc głowę z ramienia Justina. – Myślałam raczej o jakiejś
imprezie, ale w sumie kino też może być – powiedziała po chwili i uśmiechnęła
się promiennie, ukazując chłopakowi swoje bielutkie zęby, które idealnie
kontrastowały z krwistoczerwoną szminką.
3
Zakończenie roku miało zostać
uwieńczone puszczeniem filmiku nakręconego dla ostatnich klas, które właśnie
żegnały się raz na zawsze z liceum. Justin w dalszym ciągu siedział na murku i
rozmawiał z Carmen, za nic mając sobie przemowy dyrektora oraz przewodniczącego
szkoły, który pod koniec monologu tak się wzruszył, że uronił nawet kilka łez.
Justin uważał, że to żałosne, bo praktycznie nikt nie lubił tego chłopaka i do
dzisiaj nie wiadomo, kto i dlaczego powołał go na stanowisko przewodniczącego
szkoły. Krążą plotki, że przekupił kogo trzeba i tym oto sposobem spełnił jedno
ze swoich marzeń.
Kiedy włączono film, Justin
wyprostował się niczym struna i trącił łokciem siedzącą obok niego blondynkę.
Zamiast stworzonego dla ostatnich klas filmu, pojawiło się nagranie z kamery,
którą zainstalowano kilka miesięcy wcześniej w męskiej toalecie, a o której
zarówno Justin, jak i Carmen zapomnieli. Bieber otworzył szeroko oczy ze
zdumienia i niepewnie zerknął na tłum uczniów, którzy jak na rozkaz odwrócili
się w ich stronę i zaczęli coś między sobą szeptać.
- Proponuję się stąd ewakuować –
powiedział do Carmen, która wpatrywała się w wielki ekran, na którym w dalszym
ciągu wyświetlano nagranie, na którym całowała się namiętnie z Justinem.
Chłopak zeskoczył z murku i pociągnął blondynkę za sobą, starając się uniknąć
konfrontacji z jej napakowanym gachem. Nim ktokolwiek zdążył zareagować,
zwłaszcza Greg, uciekli do szkoły i od razu schowali się w gabinecie dyrektora,
który o dziwo nie był zamknięty na klucz.
- Jesteśmy martwi – wymruczała
zszokowana Carmen, siadając na biurku. Justin podszedł do dziewczyny i
rozchylając jej nogi, stanął pomiędzy nimi i szeroko się uśmiechnął. – Z czego
się tak cieszysz? Greg mnie zabije, a ciebie Braun wywali z drużyny!
- Cii – szepnął, kładąc palec na
ustach blondynki. – Po pierwsze: nikt cię nie zabije, bo mu na to nie pozwolę,
a po drugie: dzisiaj oficjalnie odszedłem z drużyny, więc nic mi nie grozi –
wyjaśnił i odsunąwszy dłoń od ust dziewczyny, czule musnął je swoimi i po
chwili pogłębił pocałunek.
Wiedział doskonale, że taka afera
na pewno nie skończy się zbyt dobrze, ale w tamtym momencie niewiele go to
interesowało. Wsunął dłonie pod spódnicę Carmen i zimnymi palcami przesunął po
jej udach, zatrzymując się na odznaczonej przez figi linii. Zamruczał przez
pocałunek, przysuwając dziewczynę bliżej do siebie. Oplotła nogami Justina i
wślizgnęła dłonie pod jego koszulkę, sprawiając, że na całym ciele szatyna
pojawiła się gęsia skórka.
- Miałeś kiedyś ochotę zrobić to
w gabinecie dyrektora? – zapytała Carmen, patrząc z pożądaniem na Justina,
który tylko uśmiechnął się półgębkiem i nie odpowiadając, wpił się zachłannie w
jej usta.
Blondynka chwyciła drżącymi
dłońmi końce koszulki Justina i pociągnęła ją do góry, po chwili zdejmując z
chłopaka. Odrzuciła ubranie na bok i oblizując wargi koniuszkiem języka,
spojrzała zachłannym wzrokiem na tors szatyna, na którym spokojnie spoczywał
wisiorek yin i yang. Justin wycofał się w stronę drzwi, przekręcił klucz w
zamku i uśmiechając się zadziornie do Carmen, podszedł do niej i od razu wpił
się w jej usta, na których nie było już śladu po czerwonej szmince.
Na chwilę oderwawszy się od
szatyna, zdjęła z siebie bluzkę, a później stanik, który odrzuciła gdzieś na
bok, by nie przeszkadzał w zabawie. Zwinnymi palcami przejechała po torsie
Justina i zatrzymała je na pasku od jego spodni. Nie przestając całować się z
chłopakiem, odpięła powoli pasek, guzik i rozporek, a później zsunęła z niego
dżinsy, które zatrzymały się bezszelestnie na kostkach szatyna. Uśmiechnęła się
przez pocałunek, czując dłonie Justina na wewnętrznej części swoich ud, które
pod wpływem dotyku chłopaka aż płonęły.
Pozbywszy się zbędnej odzieży,
zrzucił z biurka rzeczy dyrektora i położył na nim Carmen. Jednym ruchem zdjął
z niej spódnicę i uśmiechnął się pod nosem na widok koronkowych, czerwonych
bokserek, które na sobie miała. Wszedł na biurko i klęcząc pomiędzy nogami
dziewczyny, pochylił się nad twarzą blondynki i zachłannie wpił się w jej usta.
Oddychając szybko, zsunęła z
siebie bokserki i oplatając nogami biodra chłopaka, przyciągnęła go do siebie,
dając mu tym samym znak, że może zaczynać pierwszą rundę. Czując w sobie
Justina, jęknęła cicho i odruchowo wbiła paznokcie w nagie plecy szatyna,
sprawiając tym samym, że ruchy jego bioder stały się szybsze i gwałtowniejsze.
Dziewczyna nabrała w płuca sporą dawkę powietrza wymieszanego z perfumami
Justina i powoli zaczęła je wypuszczać przez lekko rozchylone usta, przez które
co chwilę wydobywało się ciche pojękiwanie. Mocniej wbiła palce w plecy
chłopaka i odchyliła głowę do tyłu, upajając się każdym jego oddechem i gestem.
4
Oparł się plecami o ścianę i
spojrzał na palącego papierosa Christiana. Justin nigdy nie mógł zrozumieć,
dlaczego ludzie trują się tym świństwem. On sam spróbował tego tylko raz w
życiu i po tym, jak wymiotował później przez pół nocy, obiecał sobie, że już
nigdy nie sięgnie po papierosa. Rzadko nawet pijał alkohol, a wszystko przez
to, że miał słabą głowę i serce. Wolał nie ryzykować, że zbyt duża ilość
procentów zrobi z jego mózgu nic nie warty organ. Na własne oczy widział, jak
przez alkohol Jeremy stacza się na samo dno. Nie chciał powtarzać błędów ojca,
dlatego też trzymał się z daleka od wszelkiego rodzaju używek.
Gdy blondyn dokończył papierosa,
rzucił niedopałek na ziemię i przydeptał go czubkiem buta, Justin posłał
kumplowi znaczące spojrzenie i skinął głową na stojący nieopodal kosz na
śmieci. Meyer przewrócił jedynie oczami, schylił się po niedopałek i posłusznie
wrzucił go do pojemnika na odpadki.
- Grzeczny chłopczyk – zaśmiał
się szyderczo Justin, zerkając w stronę drzwi wyjściowych.
Zgodnie z planem Marcus miał
kończyć trening około dziewiętnastej, a właśnie dochodziła ta godzina, co
oznaczało, że niedługo powinien wyjść z siłowni. Justin zaczął się zastanawiać,
po co ten idiota chodzi do takich miejsc skoro i tak nie widać żadnych
rezultatów. Wciąż jest tym samym chudzielcem, którego można w łatwy sposób
sfaulować na boisku, o czym ostatnio przekonał się Justin. Wystarczyło lekko go
trącić w ramię, a ten już leżał na podłodze i wył z bólu, bo uderzył się
łokciem w parkiet.
- Szykuj się – powiedział pod
nosem Christian, narzucając na głowę kaptur czarnej bluzy.
Justin przewrócił oczami i
uczynił to samo, powątpiewając jednak w to, by takie błahe przebranie cokolwiek
dało. Wiedział doskonale, że Marcus ich rozpozna i gdy tylko wyjdzie ze
szpitala doniesie na nich policji. Mimo wszystko dzięki temu było więcej
zabawy. Chłopcy dodatkowo zasłonili twarze do linii oczu czarnymi chustami, co
dodało całości lepszego efektu.
Gdy tylko Marcus opuścił samotnie
budynek siłowni i skręcił w boczną alejkę, chłopcy ruszyli za nim, starając się
nie robić zbyt wiele hałasu. Chcieli wziąć go z zaskoczenia, by nie miał zbyt
wiele czasu na bronienie się. Christian wyprzedził nieco Biebera i gdy był już
blisko Marcusa, położył mu dłoń na ustach i przycisnął do siebie, oplatając
jego klatkę piersiową silnym ramieniem. Stein próbował krzyknąć, nawet chciał
ugryźć rękę blondyna, jednak ten przewidział takie posunięcie i zakrył dłonie
rękawami grubej bluzy.
Justin stanął przed wierzgającym
nogami brunetem i uśmiechnął się pod nosem, czego ten nie mógł zauważyć, gdyż
połowę twarzy szatyna zakrywała czarna chusta. Podwinął rękawy ciemnej bluzy i
zacisnąwszy dłoń w pięść, uderzył Marcusa w brzuch. Kiedy zwinął się w pół,
Christian odsłonił jego twarz, by Justin mógł wymierzyć mu kolejny cios w
szczękę. Krew trysnęła z ust bruneta, a on zatoczył się na ścianę, nie mogąc
dłużej utrzymać równowagi. Bieber podszedł do niego i łapiąc bruneta za włosy,
uniósł jego głowę i ponownie uderzył go w twarz, tym razem przestawiając nos, z
którego momentalnie puściła się szkarłatna ciecz. Christian stanął za Steinem,
złapał go za ramiona i odciągając je do tyłu, odsłonił jego brzuch, narażając
tym samym na uderzenia Justina.
Widząc, że Marcus powoli traci
przytomność, Meyer puścił go i pozwolił upaść na twardy chodnik. Szatyn
pochylił się nad nim i na sam koniec kopnął chłopaka w brzuch, przez co ten
zwinął się w kłębek i splunął krwią na ziemię. Justin jeszcze kilka razy uderzył
Marcusa i pewnie by go zabił, gdyby nie pilnujący go Christian. Na odchodne
Bieber rozrzucił wokół nieprzytomnego bruneta jego rzeczy i szybko oddalił się
razem z Meyerem w stronę stojącego na parkingu samochodu.
- Ten sukinsyn ubrudził mi bluzę
– wymruczał zniesmaczony Justin, wsiadając do auta Christiana. Blondyn odpalił
silnik i pokręcił głową z rozbawieniem. – Śmieszy cię to, cwelu? – warknął na
niego, wyjmując z kieszeni spodni wibrujący telefon. – Szlag! Zapomniałem o
spotkaniu z Carmen…
- Uu, randka z dziewczyną wroga?
– zaśmiał się Meyer, wyjeżdżając szybko z parkingu. Justin posłał mu pełne
politowania spojrzenie i westchnął głośno. – Nie wiesz, kto mógł podmienić
kasety na apelu?
- Nie wiem, ale podejrzewam, że
to ta suka Selena – odpowiedział Bieber, odpisując szybko Carmen. Napisał
jedynie, że przeprasza i wyjaśni jej to, jak tylko się spotkają. Dziewczyna już
nic więcej do niego nie wysłała, co oznaczało, że jest naprawdę wściekła. –
Widziałem ją, jak wychodziliśmy wtedy na korytarz. Myślałem, że to sprzątaczka,
ale teraz to układa się w całość. Szmata musiała zobaczyć mnie z Carmen,
poczuła się wielce urażona i postanowiła się zemścić. Dzisiaj widziałem ją, jak
gapiła się na mnie i Bennett, kiedy siedzieliśmy przed szkołą. Ma dziwka szczęście,
że skończyła się szkoła i nie chce mi się jej szukać. Ale przysięgam, że jak
tylko ją gdzieś spotkam, to skończy jak Marcus.
- Spokojnie ogierze – parsknął
Christian i kiedy Justin spojrzał na niego morderczym wzrokiem, uśmiechnął się
szeroko i wzruszył ramionami. – Okay, jesteśmy na miejscu.
- Ta, dzięki… - mruknął Bieber i
otworzywszy drzwi samochodu, wysiadł z pojazdu, rzucając do kumpla krótkie
„cześć”. Nie czekając na odpowiedź, ruszył w stronę frontowych drzwi, mając
nadzieję, że i tym razem Pattie zapomniała zamknąć je na klucz. Odetchnął z
ulgą, gdy ustąpiły pod naciskiem i bez problemu wszedł do domu. Poczekał, aż
samochód Christiana zaniknie za zakrętem, a później zamknął drzwi, nie
zapominając o przekręcenia klucza w drzwiach.
Był wykończony. Ten dzień
zdecydowanie okazał się zbyt męczący i gdyby nie fakt, że na dłoniach wciąż
miał krew Marcusa, pewnie od razu położyłby się do łóżka. Wolał jednak nie
ryzykować, że rano mama zauważy ślady po bójce, dlatego od razu udał się do
łazienki. Zrzuciwszy z siebie ubrania, wszedł do kabiny prysznicowej i odkręcił
kurek z ciepłą wodą. Zaraz jednak dodał trochę zimnej, by doprowadzić swoje
skołatane nerwy do porządku.
Dokładnie zmył z dłoni ślady
krwi, jakby bał się, że zarazi się czymś od Marcusa, co wcale by go nie
zdziwiło. Bóg jeden wie, co ten śmieć w sobie nosi. Justin spłukał z siebie
resztki piany i zakręcił wodę. Nie miał nawet siły, by wycierać ciało
ręcznikiem, dlatego owinął nim jedynie biodra i zostawiając ubrania na środku
łazienki, ruszył do swojego pokoju. W połowie drogi przypomniał sobie o
telefonie, który nadal znajdował się w kieszeni jego spodni. Zawrócił więc
szybko, zabrał komórkę i starając się za bardzo nie hałasować, wrzucił ubrania
do pralki, a później poszedł do swojego pokoju.
Chciał przed spaniem zadzwonić
jeszcze go Carmen, by wyjaśnić jej całą sytuację, jednak gdy tylko położył się
na łóżku, ogarnęło go niesamowite zmęczenie, a powieki same się zamknęły.
Widzę, że na dobre opuszczasz Onet :)
OdpowiedzUsuńcieszę się, że przeszłaś na blogspota, za każdym razem kiedy nadrabiałam twoje opowiadanie musiałam nieskończoną ilość razy klikać: odśwież, aby dokończyć czytanie. ;o
OdpowiedzUsuńscena z Carmen była po prostu nieziemska, nie spodziewałam się tego. podoba mi się, że Justin jest przedstawiony jako 'bad-boy'. :D czekam na następny! :D