1
Rozprostował maksymalnie palce u
lewej dłoni i czując przeraźliwy ból ogarniający całą rękę, a nawet ramię,
syknął głośno i ponownie zacisnął pięść. Liczył na to, że w ten sposób uda mu
się oszukać organizm przed wysyłaniem do mózgu bodźców odpowiedzialnych za ból.
Kiedy do salonu weszła Pattie, naciągnął rękaw koszulki na dłoń i odwrócił
wzrok w drugą stronę, by nie zauważyła śladów po bójce. Gdyby dowiedziała się,
co takiego zaszło poprzedniego wieczora, wpadłaby w szał, a na koniec pewnie
zemdlałaby z wrażenia.
Patricia w ogóle nie zdawała
sobie sprawy z tego, jaki jest jej siedemnastoletni syn. Tak naprawdę w ogóle
go nie znała. Nie wiedziała, kiedy Justin pierwszy raz pocałował dziewczynę,
czy aktualnie kogoś ma i czym interesuje się poza koszykówką, a przecież jest
tego bardzo dużo. Wystarczy wejść do jego pokoju, by zobaczyć poukładane na
osobnej szafce komiksy DC czy Marvela, książki o Gwiezdnych Wojnach, czy chociażby lektury dotyczące wychowywania
psów.
Justin zawsze był postrzegany,
jako kapitan drużyny koszykarskiej, a tak naprawdę nikt nie wiedział, jaki jest
poza szkołą. Nie znali drugiego oblicza tego chłopaka i oceniali go po tym, jak
zachowuje się na boisku. Nie zawsze był pewną siebie osobą. Często potrafił
zamknąć się w sobie i nie odzywać do innych ludzi. Dopiero w Denver zmienił się
nie do poznania i tutaj faktycznie przestał być tym spokojnym Justinem, którym
był w Kanadzie. Amerykańskie realia są nieco brutalniejsze i niestety, by
przeżyć, trzeba nauczyć się do nich dostosowywać, co uczynił ten
siedemnastolatek.
- Muszę iść do sklepu. Zostaniesz
z Jazzy? – zapytała Pattie, patrząc z góry na siedzącego na kanapie Justina.
- Skoro muszę, to zostanę –
powiedział i obojętnie wzruszył ramionami.
Kobieta westchnęła głośno i
poszła do przedpokoju. Justin już nawet jej nie słuchał. Całkowicie pogrążył
się w programie naukowym, w którym sprawdzali autentyczność filmiku, na którym
chłopak rozpędziwszy się na skoczni, trafia do małego baseniku znajdującego się
kilkanaście metrów dalej. Justin przez chwilę wyobrażał sobie, jak nie trafia do
dmuchanego obiektu i rozbija się na twardej trawie. Potrząsnął głową i
uśmiechnął się do samego siebie, zastanawiając się czy to horrory tak bardzo
zniszczyły mu psychikę, czy może to przyszło do niego z wiekiem.
- Chcesz? – Jazzy podetknęła
chłopakowi pod nos paczkę żelek.
Justin przyjrzał się słodyczom i
dochodząc do wniosku, że jeśli zje kilka, to nic mu się nie stanie, włożył dłoń
do opakowania i wziął garść kolorowych żelek. Podrzucił jedną i ta idealnie
wpadła do jego buzi, czym zachwycił stojącą obok siostrę. Jazzy nie chciała być
gorsza i zrobiła podobnie, z tą różnicą, że nie trafiła.
- Otwórz buzię – powiedział
chłopak, a kiedy czterolatka wykonała jego polecenie, wycelował żelkiem w jej
otwarte usta i idealnie umieścił smakołyk w jamie ustnej dziewczynki.
Jazzy zaczęła chichotać i chciała
zrobić bratu to samo, jednak jedyne w co umiała trafić, to jego oko.
Zdenerwowany Justin wziął w garść resztę żelków i rzucił nimi w nie
spodziewającą się ataku Jazzy. Obrażona czterolatka usiadła na kanapie i
założyła ręce na klatce piersiowej, co chwilę zerkając kątem oka na Justina.
Chłopak zaśmiał się pod nosem i zapominając o zharatanej dłoni, podwinął rękawy
koszulki.
- Co ci się stało? – zapytała
przejęta Jazzy, patrząc szeroko otwartymi oczami na rękę brata. Przybliżyła się
do Justina i palcami delikatnie dotknęła zaczerwienionej skóry, na której w
dalszym ciągu widniały niewielkie zadrapania po poprzednich bójkach.
- Nic takiego – mruknął i czym
prędzej wstał z kanapy. Wiele razy przekonał się, że Jazzy potrafi był nad
wyraz wścibska i gdyby tylko uchylił rąbka tajemnicy, Pattie od razu by się o
wszystkim dowiedziała. – Chcesz coś do picia? – spytał, kierując się do kuchni.
- Sok!
Przewrócił tylko oczami i wyjął z
lodówki butelkę z ulubionym napojem pomarańczowym Jazzy. Sam nalał sobie do
szklanki niegazowaną wodę mineralną i wrócił do salonu. Czterolatka siedziała
właśnie na kanapie i bawiła się dość brutalnie maskotką Chudego, którą dostała
pod choinkę. Justin nigdy nie mógł zrozumieć fascynacji bajkami Disneya, ale
może to przez to, że sam wychowywał się na horrorach Cravena, Carpentera i
Romero. Już jako sześciolatek namiętnie oglądał „Koszmar z Ulicy Wiązów”, a z
czasem dochodziły także filmy kręcone na podstawie książek Stephena Kinga,
którego uważa za najlepszego pisarza wszechczasów. Gdyby nie on, pewnie nigdy
nie zapisałby się do biblioteki, a każde oszczędności wydawałby na głupoty, a
nie na wartościowe książki.
Justin uśmiechnął się wrednie pod
nosem i schował się za kanapą. Odłożył szklanki na podłogę i klęcząc na
panelach, oparł się rękoma o oparcie sofy, by móc obserwować reakcję Jazzy.
- Ty jesteś Jazzy Bieber? –
powiedział, próbując naśladować głos Chudego z bajki Toy Story. Raz zdarzyło mu się ją obejrzeć, żadna sensacja. Do
dzisiaj nie może zrozumieć, co takiego jego siostra widzi w bajkach Disneya.
Jazzy spojrzała uważnie na zabawkę i rozejrzała się dookoła, jednak Justin w
porę zdążył się schować za kanapą. – Tak, do ciebie mówię! My nie lubimy, jak
się nas psuje i niszczy! – dodał, wyłaniając się powoli zza sofy. Upewniwszy
się, że siostra nagle się nie odwróci, przybliżył się do niej i uśmiechnął
wrednie pod nosem. – Bu! – krzyknął jej wprost do ucha i parsknął śmiechem,
kiedy zeskoczyła z kanapy i z piskiem uciekła do swojego pokoju.
2
Parsknął śmiechem, widząc, jak
Jazzy niepewnie spogląda na lalkę Chudego. Miał ochotę jeszcze ją powkręcać, bo
przecież to było jednym z jego hobby, ale plany pokrzyżował mu dzwonek do
drzwi. Wstał niechętnie z kanapy i poszedł do przedpokoju otworzyć. Jakież było
jego zdziwienie, kiedy zobaczył stojącą na ganku Carmen. Tego dnia miała na
sobie krótkie dżinsowe spodenki, sandały na dość wysokiej koturnie i krótką
białą koszulkę na ramiączkach, która odsłaniała kolczyk w pępku. Justin
uśmiechnął się pod nosem, zauważywszy, że kolejny raz nie założyła stanika. Dla
niego lepiej, bo będzie mniej do ściągania.
- Bieber, możesz mi wyjaśnić,
dlaczego wczoraj mnie wystawiłeś? – zapytała oburzona, zakładając ręce na
biuście. Chłopak gestem ręki zaprosił ją do środka i zamknął za nią drzwi. –
Czekam.
- Coś mi wypadło – mruknął,
drapiąc się po karku. Kiedy opuścił rękę i wsunął dłoń do kieszeni spodni,
Carmen popatrzyła na nią i otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. – To nic
takiego – powiedział, widząc jej spojrzenie.
- Żartujesz? Przecież masz całą
rękę rozwaloną! – blondynka złapała za nadgarstek Justina i wyjęła jego dłoń z
kieszeni dżinsów. – Powiesz mi, co się stało? – spytała drżącym głosem, nie
wiedząc, co zrobić. Popatrzyła załzawionymi oczami na twarz chłopaka i
przełknęła nerwowo ślinę. – Justin…
- To naprawdę nic takiego –
odpowiedział, uśmiechając się lekko. Objął Carmen ramieniem i przytulił mocno
do siebie. – Przepraszam za wczoraj. Obiecuję, że wynagrodzę ci ten wieczór.
- Tu już nawet nie chodzi o to,
że musiałam na ciebie czekać ponad godzinę, a ty i tak nie przyszedłeś –
wymruczała, kładąc dłonie na plecach szatyna. Zacisnęła je mocno na koszulce
chłopaka i przytuliła twarz do jego torsu, zaciągając się przyjemnym zapachem
perfum. – Martwię się o ciebie.
Justin uśmiechnął się pod nosem i
pocałował dziewczynę w czoło. Lubił Carmen i nieraz przyłapał się na tym, że
zaczynał o niej myśleć, jak o kimś więcej niż tylko koleżance ze szkoły. Zawsze
były jednak jakieś przeszkody w byciu z nią, jak na przykład Greg czy Missy. A
teraz, kiedy nikt i nic nie mogło im przeszkodzić, on nagle stracił ochotę na
budowanie czegokolwiek stałego. Przecież niezobowiązujący seks jest o wiele
lepszy niż stały związek, wyznawanie sobie miłości i spędzanie z drugą osobą
każdej wolnej chwili. Justin tylko raz był w poważnym związku i przysiągł
sobie, że już nigdy więcej nie popełni tego samego błędu.
- A co to za śliczna dziewczynka?
– zapytała słodkim głosem Carmen, oswobadzając się z uścisku Justina. Starła z
policzków łzy i kucnęła przy stojącej obok nich Jazzy. – Jak masz na imię,
kochanie?
- Jazzy – odpowiedziała nieśmiało
czterolatka, a kiedy blondynka wyciągnęła do niej rękę, niepewnie ją uścisnęła.
Zaraz jednak uśmiechnęła się szeroko i widząc, że nic jej nie grozi ze strony
Carmen, rzuciła się na nią i mocno przytuliła.
- Idź do ogrodu i sprawdź, co
Buster robi – powiedział Justin, przyglądając się tej ckliwej scenie. Kiedy
siostra popatrzyła na niego z wyrzutem, zrobił groźną minę i skinął głową w
stronę drzwi balkonowych. Jazzy zrobiła niemrawą minę i posłusznie wyszła do
ogrodu. – Widzisz? Jednak czytanie książek o tym jak wychować psa na coś się
przydaje – zaśmiał się, obejmując Carmen w pasie. Dziewczyna popatrzyła na
niego z politowaniem i uśmiechnęła się mimowolnie.
Justin już miał pocałować
dziewczynę, gdy ponownie rozległ się dzwonek do drzwi. Niechętnie wypuścił
Carmen z ramion i poszedł otworzyć. Na widok stojącej na ganku zapłakanej
Missy, otworzył szeroko oczy i zaklął w myślach na nieproszonego gościa. Że też
akurat musiała przyjść wtedy, gdy była u niego Carmen. Nie chciał, by Bennett
była świadkiem ten rozmowy, która na pewno będzie dotyczyła pobitego Marcusa.
- Ty draniu! – krzyknęła Stein i
rzuciła się z rękoma na Justina, który w porę złapał ją za nadgarstki i
odepchnął od siebie. – Jak mogłeś mu to zrobić?! Co on ci takiego zrobił, że
tak go skatowałeś?!
- O czym ty, do cholery, mówisz?
– zapytał zdziwiony Bieber, patrząc uważnie na blondynkę. Doskonale wiedział, o
czym mówiła, ale chciał grać przed nią, by odsunąć od siebie wszelkie
podejrzenia. – Co się stało?
- Co się stało?! Pytasz, jakbyś
nie wiedział! – wrzasnęła zapłakana i kolejny raz zamachnęła się na chłopaka. –
Wczoraj skatowałeś mojego brata! Gdyby nie przypadkowy przechodzień,
wykrwawiłby się na śmierć!
- Nie wiem, o czym mówisz! –
krzyknął Justin i ponownie odepchnął od siebie dziewczynę. Zagryzł usta w wąską
linię i niepewnie zerknął na stojącą za nim Carmen, szukając u niej ratunku. -
Wczoraj byłem…
- No gdzie?!
- Ze mną – odpowiedziała szybko
Carmen, stając obok szatyna. Objęła go ramieniem i przytuliła się do jego boku.
– Byliśmy na randce, a później resztę wieczoru spędziliśmy u mnie w domu.
- Kłamiesz! Oboje kłamiecie! –
krzyknęła zrozpaczona Missy, grożąc im palcem wskazującym. – Doskonale wiem, że
to ty pobiłeś Marcusa! Ty i ten twój przydupas! – dodała, ścierając z policzków
łzy. – Dowiem się prawdy. Prędzej czy później znajdę dowody i pójdziesz
siedzieć! Jeśli Marcus z tego nie wyjdzie, to przysięgam, że tego pożałujecie!
- Skończyłaś? – przerwał jej w
pewnym momencie Justin, nie mogąc znieść dłużej jej żałosnej litanii.
Popatrzyła na niego zapłakanymi oczami i warknęła coś pod nosem. – Spierdalaj
stąd, bo nie mam ochoty patrzeć na twój żałosny ryj! – krzyknął, odsuwając od
siebie zaskoczoną jego zachowaniem Carmen. Dziewczyna wycofała się do salonu i
tam usiadła na kanapie. – Wynoś się stąd!
- Jeszcze tego pożałujesz! –
wrzasnęła Missy i nim zdążyła coś jeszcze dodać, szatyn zamknął jej drzwi przed
nosem.
Justin przejechał dłońmi po
twarzy i przypomniawszy sobie o Carmen, szybko udał się do salonu, gdzie
siedziała dziewczyna. Bez słowa zajął miejsce obok niej na kanapie i objął ją
ramieniem, jednak ona odepchnęła go od siebie i popatrzyła pustym wzrokiem na
chłopaka.
- Dlaczego to powiedziałaś? –
zapytał cicho, przyglądając się twarzy blondynki. Wzruszyła ramionami i
uśmiechnęła się blado. – Dziękuję, może chociaż na chwilę przestaną przy mnie
węszyć.
- Naprawdę w to wierzysz? –
prychnęła, wstając z kanapy. – Justin, nie rozumiesz, że jeśli on zgłosi to na
policję, to będziesz pierwszym i jedynym podejrzanym w całej tej sprawie? Tylko
ty tak bardzo go nienawidziłeś, że chciałeś go skrzywdzić. Wątpię, by wymyślone
przeze mnie alibi w jakikolwiek sposób ci pomogło. Zwłaszcza, że jesteś moim
chłopakiem.
- Słucham? – spytał zaskoczony,
patrząc pytająco na dziewczynę. – „Chłopakiem”? – parsknął śmiechem, kręcąc
głową z niedowierzaniem. – Wybacz, skarbie, ale ja nie jestem twoim chłopakiem
i nim nie będę. Jesteś świetną dziewczyną, jednak nie chcę się wiązać. Seks
owszem, ale trzymanie się za rączki i wyznawanie sobie miłości? No błagam, ile
my mamy lat, żeby bawić się w takie coś? – uśmiechnął się kpiąco i wstał z
kanapy. Objął zdezorientowaną Carmen w pasie i pocałował ją w czubek głowy. –
Czasami jesteś taka głupiutka.
- Ta, o ja głupiutka – wymruczała
pod nosem, jednak mimo wszystko przytuliła się do chłopaka, delektując się
bijącym od niego ciepłem.
3
Przejechał dłonią po wilgotnym
torsie i przyjrzał się uważnie wiszącym w szafie koszulom. Przekrzywił nieco
głowę i westchnął głośno, zastanawiając się, którą założyć na wyjście z Carmen.
Mógł się w sumie spodziewać po niej tego, że zacznie ich traktować aż tak
poważnie. Justin nie miał zamiaru się w to angażować. Już raz popełnił ten błąd
i obiecał sobie, że nigdy więcej.
Wyjął z szafy koszulę w niebieską
kratę, założył ją na siebie i zaczął zapinać kolejne guziki, zostawiając luzem
trzy pierwsze. Spryskał się perfumą od Hugo Bossa, na szyi zawiesił łańcuszek z
symbolem ying i yang, który zdjął przed prysznicem i na sam koniec włożył do
uszu diamentowe kolczyki. Ostatni raz przejrzał się w lustrze i dochodząc do
wniosku, że lepiej być nie może, zabrał z fotela skórzaną kurtkę i wyszedł z
pokoju. Buster od razu ruszył za swoim panem, domagając się tym samym okazania
choć trochę uczucia. Justin zatrzymał się w przedpokoju i kucnął przy
malamucie, który tylko zamerdał wesoło ogonem i spojrzał spode łba na chłopaka.
Podrapał pupila za uszami, pocałował w czubek głowy i podniósł się do pionu.
- Musimy porozmawiać –
powiedziała Pattie, wychodząc z salonu. Popatrzyła na Justina, który właśnie
zakładał niebieskie supry i założyła ręce na biuście. – Czy to prawda, że
pobiłeś Marcusa?
- Nie – mruknął, poprawiając
włosy. Przeczesał je palcami i ostatni raz przejrzał się w lustrze. –
Skończyłaś? – spytał, jednak nie czekał nawet na odpowiedź. Chwycił za klamkę i
otworzył z rozmachem drzwi. – Nieważne. Wychodzę.
Trzasnął za sobą drzwiami i od
razu skierował się w stronę znajdującego się niedaleko domu Carmen. Gdyby nie
fakt, że tego wieczora chciał się upić, pewnie wsiadłby do samochodu i
pojechałby po dziewczynę, jednak w tych okolicznościach wolał nie narażać
mustanga na niepotrzebne zainteresowanie włamywaczy, gdyby zostawił go pod
klubem.
Na miejscu był po niecałych
dwudziestu minutach. Przez ten czas trochę rozmyślał o tym, co ostatnio działo
się w jego życiu, a było tego sporo. Począwszy od odejścia z drużyny, przez
przespanie się z Carmen, skończywszy na pobiciu Marcusa. Wszystko to sprawiało,
że nie miał nawet czasu, by zastanowić się nad kupnem prezentu urodzinowego dla
Jazzy.
Zapukał do drzwi domu Bennettów i
wsunąwszy dłonie do kieszeni spodni, czekał aż ktoś mu otworzy. Po chwili
podłoga w przedpokoju skrzypnęła, a on ujrzał roześmianą twarz blondynki. Gdyby
nie wiedział, że była u niego w domu podczas wizyty rozhisteryzowanej Missy,
nie domyśliłby się, że coś złego mogło się stać.
- Cześć piękna – powiedział na
powitanie i czule musnął jej policzek. Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze
szerzej i zabrawszy z wieszaka torebkę, wyszła z domu. Zamknęła za sobą drzwi,
przekręciła klucz w zamku i spojrzała uważnie na stojącego przed nią Justina. –
Co tak patrzysz?
- Tak jakoś. Ładnie ci w
niebieskim – stwierdziła, wzruszając ramionami. Szatyn uśmiechnął się
półgębkiem i poprawił kolejny raz włosy. – Idziemy?
4
Parsknęła głośnym śmiechem i
uwiesiła się na ramieniu mocno wstawionego Justina, który z ledwością trzymał
się na nogach. Nie wiedział, czy to możliwe, by po dwóch drinkach aż tak bardzo
go ścięło, ale odkąd bierze leki przeciwbólowe ma coraz bardziej podatny
organizm na wszelkiego rodzaju napoje procentowe. Nie tylko wódka tak na niego
działa, ale nawet zwykłe piwo. Ostatni raz tak bardzo się upił podczas imprezy
z okazji swoich siedemnastych urodzin. Od tamtego czasu ani razu nie dał
alkoholowi sobą sponiewierać. Aż do teraz.
- Chodź tędy! – powiedziała
Carmen, ciągnąc Justina w stronę parku. – Będzie szybciej!
Chłopak był tak mocno wstawiony,
że dał się poprowadzić dziewczynie do wyznaczonego przez nią miejsca. Był tak
wstawiony, że nie zauważył nawet idących za nimi od klubu czterech postawnych
nastolatków. Co najważniejsze – był tak wstawiony, że nie był w stanie obronić
siebie, a tym bardziej Carmen.
Kiedy zakręciło mu się w głowie,
przystanął w połowie kroku i oparł się o pobliską latarnię, która oświetlała
niewielki fragment wokół nich. Na wpółprzytomnym wzrokiem rozejrzał się dookoła
i momentalnie zatrzymał oczy na grupce zbliżających się do nich chłopaków.
Chciał coś powiedzieć, ale język nagle odmówił mu posłuszeństwa i zamiast słów,
z jego ust wydobył się zabawny bełkot. Carmen zaśmiała się pod nosem i
poprawiła koszulę chłopaka, która zsunęła na bok, odkrywając ramię szatyna.
- Kogo my tu mamy! – krzyknął
jeden z chłopaków, zatrzymując się niecałe dwa metry od Justina i Carmen. – Pan
Bieber we własnej osobie! – zaśmiał się kpiąco, robiąc krok w ich stronę.
Szatyn drgnął nerwowo i zacisnął
usta w wąską linię, starając nie dać po sobie poznać, w jak kiepskiej jest
formie. Wyprostował się i wziął głęboki wdech, patrząc zacięcie na chłopaków.
Rozpoznał wśród nich kumpla Marcusa, z którym zawsze trzymał się w szkole.
Reszty nie kojarzył, więc pewnie byli przydupasami Steina i Samuela.
Kiedy czwórka chłopaków podeszła
do Justina, ten nawet nie drgnął. Patrzył uważnie na ich ręce, sprawdzając czy
nie posiadają żadnej broni. O ile żaden z nich nie miał ukrytego za paskiem od
spodni noża, to był w miarę bezpieczny. Wiedział doskonale, że nie da rady czwórce
chłopaków, którzy bądź co bądź, ale byli od niego o wiele silniejsi. Nagle
poczuł, jak wzrastający w jego organizmie poziom adrenaliny, powoli wypiera
alkohol. Przestało mu szumieć w głowie i mógł z większą łatwością utrzymać
równowagę. Spojrzał kątem oka na stojącą z boku Carmen, która była tak
przerażona, że nawet się nie ruszała.
Gdy jeden z chłopaków podchwycił
spojrzenie Justina, podszedł do dziewczyny i nim zdążyła choćby krzyknąć, objął
ją w pasie i zasłonił jej usta dłonią.
- Bez kumpla już nie jesteś taki
cwany, co? – zakpił Samuel, podchodząc do szatyna. Skinął głową na pozostałą
dwójkę i kiedy chwycili Justina pod ręce, podwinął rękawy i uśmiechnął się
wrednie do chłopaka. – Ciekawe, jak się odnajdziesz w roli ofiary…
Pierwszy cios zadany z zaciśniętej
w pięść dłoni ogłuszył Justina na tyle, że nie poczuł nawet uderzenia w brzuch.
Wiedział jedynie, że musi się schylić, by choć trochę załagodzić
rozprzestrzeniający się po ciele ból. Dopiero po chwili dotarło do niego, co
się dzieje. Z napastnika stał się ofiarą i nie było nikogo, kto mógłby mu
pomóc. Jedyne, o czym wtedy myślał, to by Carmen nic się nie stało.
Automatycznie spojrzał kątem oka na dziewczynę, którą w dalszym ciągu
przytrzymywał rudowłosy dryblas.
- Twoja panienka? – zapytał w
pewnym momencie Samuel, łapiąc Justina za włosy. Uniósł jego głowę i uśmiechnął
się kpiąco, widząc rozciętą brew i cieknącą z nosa krew. Poklepał szatyna po
policzku i podszedł do przerażonej blondynki, która automatycznie chciała się
cofnąć, co uniemożliwił stojący za nią chłopak. – Justin, chyba nie chciałbyś,
żeby coś stało się twojej przyjaciółeczce, prawda? – zaśmiał się szyderczo,
przejeżdżając dłonią po policzku blondynki.
- Spróbują ją tknąć, a obiecuję,
że zginiesz – wycharczał Justin i splunął krwią na ziemię.
Samuel parsknął śmiechem i
zasłaniając sobie teatralnie usta dłonią, podszedł do szatyna i nie mówiąc już
nic, uderzył go z pięści w twarz. Justin był już tak poobijany, że nie poczuł
kolejnego ciosu. Nie zauważył nawet, kiedy upadł na ziemię i odsłonił brzuch,
pozwalając Samuelowi zadawać mu kolejne ciosy. Powoli tracił kontakt z
otaczającym go światem, aż w końcu całkowicie stracił przytomność.
Naprawdę bardzo mi przykro, Missy. Ale i tak myśle, że Justin sie jakoś z tego wykręci. W końcu to Bieber. Chociaż w sumie... Justin nie powinien sie aż tak izolować od swoich bliskich. Ale co ja moge sie wypowiadać. Czekam na następny rozdział, skarbie <3
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Missy. Uwielbiam fragmenty z Justinem i jego młodszą siostrzyczką ;) Dziewczynka jest naprawdę urocza, a poza tym ten ostatni fragment.. Ciekawe co będzie z Justinem. Czekam na nowy.
OdpowiedzUsuńdlaczego przeniosłaś sie na blogspota? akcja zaczyna sie rozkręcać, co mi sie bardzo podoba. znalazłam tam kilka błędów, ale cóż.. każdy jest człowiekiem. czekam na nowe rozdziały.
OdpowiedzUsuńOch, najsłodsza jak zwykle scena z Jazzy. On jest taka przeurocza. Boże, skończyłaś w najbardziej ciekawym momencie. Moja ciekawość narasta z każdą chwilą. Interesujące, co będzie z Carmen i Justinem!
OdpowiedzUsuńKredka
Jej nigdy, bym się nie spodziewała że kumple, Marcusa będą chcieli się zemścić :o Rozdział boski, chciałabym mieć, taki talent jak ty <3
OdpowiedzUsuńLubię Carmen i mam nadzieję, że jednak Justin zacznie traktować to wszystko poważnie. Nie wiem, co powiedzieć. Zgadzam się z przedmówczynią - chciałabym mieć taki talent jak Ty :)!
OdpowiedzUsuńProszę, nie kończ rozdziałów w takich momentach! Jestem ciekawa co się stanie z Justinem. Pewnie trafi do szpitala albo coś takiego. Uwielbiam Jazzy - ona jest taka urocza <3 Polubiłam nawet Carmen, bo się wydaje się całkiem w porządku, ale zobaczymy co będzie dalej :) PS: Widzę, że Onet bardzo Ci działa na nerwy, skoro przeniosłaś się na blogspota :D
OdpowiedzUsuńPo męczącej pracy dobrze jest poczytać coś tak wspaniałego :)))
OdpowiedzUsuńMówiłam, to już pewnie z milion razy, ale uwielbiam Jazzy! Po prostu ją ubóstwiam!!
Chcę już następny, bo drżę o zdrowie J.! :d
[http://dont-wake-me-up-story.blogspot.com/]
jak mogłaś skończyć w takim momencie? teraz mnie ciekawość zżera ^ ^ szczerze mówię, że lubię tą Carmena Jazzy jest prze słodka i kochana ; D Czekam na następny : )
OdpowiedzUsuń[possess-my-heart.blog.onet.pl]
No i to mi sie podoba! Troszkę obija mu mordke ale mam nadzieje, że sie wykaraska! Zastanawia mnie Carmen i jej zachowanie... Coz, pozyjemy zobaczymy....
OdpowiedzUsuńoh, musiałaś skończyć akurat w takim momencie? mam nadzieję, że Justin nie odniesie jakiś poważniejszych obrażeń, a co ważniejsza, że nic nie stanie się Carmen. serio ją polubiłam! szkoda tylko, że Bieber nie ma zamiar traktować jej na poważnie.
OdpowiedzUsuńscena z Jezzy była urocza! uwielbiam tę dziewczynkę. zirytowało mnie zachowanie Justina w stosunku do Carmen. rozumiem, że nie chce się angażować, ale żeby przedstawiać to aż tak dobitnie? ;o ciekawe co stanie się z Justinem, mam cichą nadzieję, ze jakoś z tego wyjdzie. rozdział jest świetny! czekam na następny! :3
OdpowiedzUsuńFajnie, że wyniosłaś się z Onetu. ;D Już nie będę miała ataków serca na widok usuniętego bloga.
OdpowiedzUsuńNo i się wróciło do Justina. Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka. Kurde, Bieber, co on sobie myślał jak postanowił pobić Marcusa? Mógł się wykazać inteligencją i wymyślić coś porządniejszego. A tak to ma teraz, ciekawe co będzie jak się obudzi. Ale pewnie i on nie zostawi tak tego.
haha, dobrze, że powiedział Carmen prosto z mostu, że nie chce się z nią wiązać. Tylko dziwię się jej, że po takich słowach [i jeszcze to 'seks owszem, ale trzymanie się za rączki i wyznawanie sobie miłości? No błagam, ile my mamy lat, żeby bawić się w takie coś?'] ona jakby nigdy nic dalej się do niego przytula. Nie rozgryzłam jeszcze tej typiary. Ja po czymś takim poczułabym się jak zabawka, ale jej najwyraźniej to pasuje.
fajne zdjęcia w nagłówku. szczególnie te po prawej ^^
UsuńJak ja to kocha, Jezuuu. Na serio . Cudowny blog. Szkoda mi teraz Justina. Omomo. I Carmen - nie lubiłam - a już lubie. Jakaś taka fajjniejsza sie wydaaje : 3 hohoho. Ale jest głupitka, rzeczywiście . Nie powinna być taka uprzejma dla Biebera, skoro on sie tak wobec niej zachowuje. No ale cóż. Moze sie zmieni : 3 Licze na dalsze rozgrywki. A co do informowania - poradze sobie. Najwyżej bede tu wbijać co jakiś czas i będe miałą wszytsko oblukane < 3 hehe, natomiast , mam nadzieje, ze nei bedzie ci przeszkadzało , jesli ja będę informować ciena blogu < 3 ( zawsze pod najnowszym postem < 3 ) | HAGGARD
OdpowiedzUsuńDopiero co natrafiłam na tego bloga... Świetny! Czekam na NN :)Lil' Monster ♥
OdpowiedzUsuń