1
Po kilku dniach smarowania
siniaków maściami na stłuczenia, okładania ich lodem i leżenia bezczynnie w
łóżku, Justin nareszcie poczuł się lepiej. Wciąż czuł poobijane żebra, kiedy
chciał wykonać większy i gwałtowniejszy ruch. Największym jednak dla chłopaka
bólem nie było poobijane ciało, ale fakt, że od pobicia ani razu nie zagrał w
koszykówkę. Codziennie, kiedy siedział na tarasie, patrzył z tęsknotą w oczach
na stojący w ogrodzie kosz i gdyby nie trudności z poruszaniem, nieraz
poszedłby do garażu po piłkę i zagrał w samotności. Wolał jednak nie ryzykować
przesilenia organizmu i po prostu siedział w bezruchu, wyobrażając sobie, jak
właśnie biega po boisku z piłką i z łatwością raz za razem umieszcza ją w
obręczy.
Od telefonu Marcusa minęło pięć
dni i jak na razie nic dziwnego się nie działo. Justin wychodził kilka razy
dziennie z Busterem na spacer, później wracał do domu, gdzie czekała na niego
uśmiechnięta Jazzy. Nikt nie podejrzewał, że mogłoby się stać coś złego. Justin
w końcu przestał wierzyć w słowa Marcusa i całkowicie o nim zapomniał. Wątpił,
by pogróżki Steina były prawdziwe. A nawet jeśli miały okazać się realne, to
Justina i tak to nie obchodziło. Jedyną istotę, na której mu zależało, miał
cały czas przy sobie. Poza tym Buster był wyczulony na punkcie obcych ludzi i
nigdy nikomu nie ufał.
- Zobacz, kto do nas przyjechał!
– krzyknęła z przedpokoju Pattie.
Justin zmarszczył pytająco czoło
i wstał z kanapy. Poprawiając włosy, wszedł do holu, gdzie z Pattie właśnie
witał się jego wujek. Justin uśmiechnął się szeroko na widok Toma i na
powitanie uścisnął go po męsku. Thomas zawsze był dla niego kimś wyjątkowym i
ważnym. Czasami wydawało mu się, że jest ważniejszy od Jeremiego. To właśnie Tom
zaprowadził Justina na pierwszy trening koszykówki i namówił, by zapisał się do
miejscowej drużyny, gdzie mógł szlifować swoje umiejętności. To Tom, a nie
Jeremy, przychodził na każdy mecz i kibicował Justinowi, podczas gdy jego
ojciec leżał pijany na kanapie w salonie. Justin zawsze uciekał do wujka, kiedy
sprawy w domu przybierały gwałtowny obrót, a Jeremy zaczynał się awanturować,
bo jego syn nie wykonywał poleceń.
- Dobrze cię widzieć, Justinie –
powiedział wesoło mężczyzna, klepiąc chłopaka po plecach. – Co u ciebie? Jak
drużyna?
- Hm…
- A może najpierw usiądziemy? –
wtrąciła się Pattie, widząc zmieszanie na twarzy syna. Tom uśmiechnął się
promiennie i skinął głową na zgodę. – Justin, zanieś rzeczy wujka do pokoju
gościnnego, a później zejdź na dół.
Chłopak westchnął cicho i zabrał
rzeczy Thomasa. Zaniósł je na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się sypialnia
dla gości i odłożył walizkę na bok, by wujek nie potknął się o nią, kiedy
będzie wchodził do pokoju. Omiótł spojrzeniem pomieszczenie i dochodząc do
wniosku, że nie jest tak zakurzone, jak myślał, wyszedł na korytarz i zamknął
za sobą drzwi. Przez chwilę zastanawiał się, czy powinien zejść na dół i
dołączyć do rozmowy. Bał się starcia z Thomasem, zwłaszcza kiedy dowie się o
odejściu z drużyny i wszystkich jego wyczynach. Mimo wszystko zebrał się w
sobie i zszedł na dół do salonu.
- Właśnie pytałem Pattie, jak ci
idzie w drużynie – powiedział wesoło Tom, patrząc na wchodzącego do salonu
chłopaka. Justin usiadł na oparciu kanapy i przełknął nerwowo ślinę. – Czemu
macie takie miny? Coś się stało?
- Justin…
- Odszedłem z drużyny – wyjaśnił
chłopak, spuszczając wzrok na swoje splecione na udach dłonie. Po chwili ciszy
uniósł oczy na wujka i cicho westchnął, widząc jego spojrzenie. Jedyne, co w
nim ujrzał, to rozczarowanie. – Przepraszam – szepnął Justin, wstając z kanapy.
Nim ktokolwiek zdążył coś jeszcze dodać, wyszedł do ogrodu przez balkonowe
drzwi, zostawiając ich samych.
- Sam odszedł, czy go wywalili? –
zapytał Tom, patrząc wymownie na siedzącą naprzeciwko niego Pattie. Kobieta
westchnęła bezradnie i ukryła twarz w dłoniach. – Powiesz mi, o co chodzi?
Wolałbym się nie domyślać…
- Justin bardzo się zmienił.
Dopiero teraz dostrzegłam, jak bardzo… To już nie jest ten sam chłopak, co w
Kanadzie – powiedziała ściszonym głosem Pattie, patrząc załzawionymi oczami na
szwagra. – Nie wiem, jak mam do niego dotrzeć. Myślałam, żeby wyjechał na
wakacje do Jeremiego, ale nie chcę, żeby później miał do mnie o to pretensje.
Sam rozumiesz… Sylvia i jeszcze ta ciąża. To by go dobiło.
- Sylvia jest w ciąży? – zapytał
zaskoczony Thomas, na co Pattie skinęła głową i oparła się o oparcie kanapy,
głośno przy tym wzdychając. – Justin wie?
- Nie, Jeremy chciał mu o tym
powiedzieć, ale na razie nie wie, jak ma to zrobić. Justin źle zareagował na
narodziny Jazzy, więc nawet nie chcę wyobrażać sobie, co się stanie, kiedy
dowie się o tym, że Sylvia spodziewa się dziecka.
- Pójdę z nim porozmawiać –
stwierdził Tom, wstając z fotela. Pattie już chciała zaprotestować, jednak
zaraz zamilkła. – Nie wspomnę o Sylvii. Chcę po prostu porozmawiać z moim…
Justinem. – Uśmiechnął się lekko i wyszedł na taras, skąd miał doskonały widok
na grającego w kosza chłopaka. Zszedł na trawę i bezszelestnie podszedł do
zrobionego na zamówienie Pattie boiska, na którym przebywał właśnie Justin. Gdy
piłka pokulała się pod nosi Toma, schylił się po nią i oddał ją szatynowi.
- Chcesz mi prawić kazania? –
zapytał chłopak, przerzucając piłkę przez obręcz. – Jeśli tak, to możesz od
razu sobie darować. Już się nasłuchałem od matki.
- Nie rozumiem skąd w tobie tyle
nienawiści do niej – powiedział posępnie Tom, patrząc smutnym wzrokiem na
kozłującego piłkę szatyna. – Co ci takiego zrobiła?
- Zmusiła mnie do zostawienia
umierającej dziewczyny w Kanadzie – odpowiedział pod nosem Justin i odbił piłkę
od betonu. Pomarańczowa kula poszybowała wysoko i upadła niedaleko niego,
jednak nie miał siły dłużej grać. Zrezygnowany usiadł na leżaku i opierając
łokcie na udach, ukrył twarz w dłoniach. Thomas zajął miejsce obok Justina i
poklepał go pokrzepiająco po ramieniu. – Nie dali mi nawet szans, żeby się z nią
pożegnać. Dzisiaj mijają dokładnie dwa lata od kiedy jej nie ma.
- Dwa lata – powtórzył cicho Tom,
jakby nie mogąc w to uwierzyć. – Wiem, że jest ci ciężko, ale nie możesz tak
traktować swojej mamy…
- Ona nie jest moją matką –
wymruczał Justin, wstając z leżaka. – Wybacz, ale nie mam siły na pogaduszki –
dodał i szybko oddalił się w stronę wejścia do domu.
2
Zatrzymał się w progu kuchni i
uważnie przyjrzał się stojącemu przy lodówce wujkowi, który łykał właśnie
jakieś leki i popijał je wodą mineralną. Justin zmarszczył czoło i wszedł do
pomieszczenia, obdarzając mężczyznę pytającym spojrzeniem. Thomas uśmiechnął
się jedynie i włożył do zlewu pustą szklankę po wodzie mineralnej. Przepłukał
ją pod bieżącą wodą i bez słowa wyszedł z kuchni, zostawiając Justina w
totalnym zdezorientowaniu.
Chłopak sprawdził, czy wujek
przypadkiem nie zawrócił i chwycił w dłoń opakowanie z tabletkami. Przeczytał
etykietę i momentalnie zamarł. Po tylu latach dopiero teraz dowiedział się, że
cierpi na tę samą chorobę, co Thomas? Dlaczego nikt mu o tym wszystkim
wcześniej nie powiedział?
Słysząc czyjeś kroki, odłożył
fiolkę z lekami na miejsce i jakby nigdy nic otworzył lodówkę, po czym ukrył w
niej głowę, niby szukając czegoś do jedzenia. Domyślając się, że to wujek,
doszedł do wniosku, że nie ma co się kryć i wyprostował się dumnie, zerkając
kątem oka na leżące na blacie kuchennym leki Thomasa.
- Nie wiedziałem, że coś ci dolega –
powiedział Justin, zatrzaskując z hukiem drzwi lodówki. – Biorę takie same na
serce.
- Tak? Czysty przypadek –
stwierdził Tom, uśmiechając się nerwowo do chłopaka. Zgarnął z blatu leki i już
miał wyjść, gdy poczuł na ramieniu silną dłoń Justina. – Od jakiegoś czasu mam
kłopoty z sercem.
- HCM? – spytał szatyn, patrząc
uważnie na wujka, który w odpowiedzi pokręcił głową i uśmiechnął się blado.
- Starość – odpowiedział
rozbawiony i poszedł do salonu, gdzie siedziały już Pattie i Jazzy.
Justin odprowadził wujka
podejrzliwym wzrokiem i cicho westchnął. Nie wydawało mu się, żeby kłopoty z
sercem były spowodowane wiekiem Thomasa. Tych leków nie bierze się ot tak. Musi
być naprawdę źle, by lekarz zdecydował się je przepisać, jak było w przypadku
Justina. Zastanawiał się tylko, dlaczego wujek nie chciał się przyznać do
swojej choroby. Przecież to chyba żaden wstyd, prawda?
3
Justin zaśmiał się pod nosem,
widząc wyczyny swojego wujka i siostry, którzy właśnie udawali, że grają w
koszykówkę i pokręcił głową z rozbawieniem. Podszedł do nich bezszelestnie i
gdy tylko Thomas stracił z oczu piłkę, chłopak przejął ją i umieścił w obręczy.
Kiedy był młodszy i jeszcze mieszkał w Kanadzie, wujek często zabierał go na
szkolne boisko, gdzie spędzali nawet po kilka godzin grając w kosza. Po
przeprowadzce do USA Justinowi brakowało tych wypadów z Tomem, bo na Jeremiego
nigdy nie miał co liczyć. Poza tym niedługo po tym, jak zamieszkali w Denver,
ojciec znalazł sobie nową dziewczynę i zostawił rodzinę.
Patrząc, jak Jazzy próbuje
wrzucić piłkę do kosza, Justin uśmiechnął się szeroko, podszedł do siostry,
wziął ją na ręce i podstawił pod samą obręcz. Czterolatka przerzuciła przez nią
pomarańczową kulę i klasnęła w dłonie, śmiejąc się na cały głos. Justin zawsze
zazdrościł jej tej beztroskości. Nie znała jeszcze prawdy na temat ich ojca i
tego, dlaczego z nimi nie mieszka. Pattie tłumaczy jej za każdym razem, że
Jeremy musiał wyjechać na jakiś czas w delegację z pracy. Sam przyjeżdża do
nich co każdy weekend, by spędzić go z dziećmi. Justin zawsze wtedy wynosi się
z domu i mieszka u Christiana, a kiedy nie może, to zamyka się w swoim pokoju i
nie wychodzi z niego nawet na posiłki.
Justin posadził Jazzy na swoich
barkach i trzymając jedną ręką jej nogę, zabrał piłkę od Thomasa i podał ją
siostrze. Po chwili czterolatka przerzuciła piłkę przez obręcz i znów zaczęła
się głośno śmiać. Chłopak automatycznie uśmiechnął się szeroko i pokręcił głową
z rozbawieniem.
- Chodźcie na kolację! –
krzyknęła z werandy Pattie.
Szatyn złapał mocniej nogi Jazzy
i ruszył w stronę tarasu. Nie miał najmniejszej ochoty na siedzenie z nimi przy
stole i jedzenie posiłku, jednak zdawał sobie sprawę, że wujek i tak by mu nie
odpuścił. Gdyby musiał, przywiązałby go to krzesła i osobiście zacząłby karmić,
robiąc z Justina idiotę.
Chłopak posadził siostrę na
krześle obok siebie i podał jej talerz z małymi kanapkami, które mama robiła
specjalnie dla niej. Wykorzystując moment nieuwagi siostry, zabrał jedną kromkę
i szybko ją zjadł, jednak Jazzy i tak się zorientowała, jednak jedyne, co
zrobiła, to zaczęła się głośno śmiać, bo Justin przez nieuwagę ubrudził sobie
nos ketchupem. Dziewczynka wprawiła swojego brata w tak dobry humor, ze przez
cały czas się z nią wygłupiał. Robił do niej śmieszne miny, udawał głosy
postaci z jej ulubionych bajek i karmił kanapkami dopóki cały talerz nie został
opróżniony.
- Pójdę do siebie – powiedział
chłopak, wstając od stołu. Wrzucił puste talerze do zmywarki i spojrzał uważnie
na Jazzy, która automatycznie zrobiła smutną minę i straciła ochotę na herbatę.
– Poczytać ci do snu? – zapytał, domyślając się, o co chodzi czterolatce.
Gwałtownie pokiwała głową i uśmiechnęła się szeroko. – To wskakuj! – Justin
kucnął przy stole i kiedy Jazzy wskoczyła mu na plecy, wyprostował się i
pożegnawszy się z mamą i wujkiem, pognał schodami na pierwsze piętro.
Pomógł Jazzy umyć się przed snem
i przebrać w piżamę, a później zaniósł ją do jej pokoju i położył na łóżku.
Justin wybrał bajkę na chybił trafił i położywszy się obok siostry, zaczął
czytać. Nim zdążył skończyć połowę pierwszej części, Jazzy usnęła z głową na
jego klatce piersiowej. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i delikatnie zdjął z
siebie czterolatkę, a później ułożył ją wygodnie na poduszkach. Przykrył Jazzy
szczelnie kołdrą, zgasił lampkę i po cichu wyszedł z pokoju, by niepotrzebnie
nie obudzić siostry. Przymknął za sobą drzwi i wykończony całym dniem udał się
do swojej sypialni, gdzie czekał już na niego Buster.
Justin podrapał go za uszami
otworzył okno na oścież. Niebo tej nocy było wyjątkowo rozgwieżdżone, co
skusiło chłopaka do wyjścia na dach. Wspiął się zwinnie po rynnie i usiadł na
chropowatych dachówkach, zapierając się nogami, by przypadkiem nie spaść w dół.
Wzdychając cicho, przymknął powieki, a gdy ponownie je uniósł, uśmiechnął się lekko, widząc siedzącą obok Alex.
Wiedział, że się pojawi.
- Cześć – szepnęła ledwo
słyszalnie, kładąc głowę na ramieniu chłopaka.
- Witaj – odpowiedział i ułożył
policzek na włosach dziewczyny.
Między nimi zapanowała chwila
ciszy, jednak jemu to nie przeszkadzało. Sama świadomość tego, że znów miał
przy sobie Alex sprawiała, że czuł się najszczęśliwszym chłopakiem na świecie.
Nagle wszelkie problemy przestały mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. Nawet
jego serce biło o wiele spokojniej niż zazwyczaj.
- Cieszę się, że jesteś –
powiedział, zerkając kątem oka na dziewczynę, która tylko się uśmiechnęła i skinęła
lekko głową. – Brakowało mi ciebie. Wciąż brakuje. Nie potrafię wybaczyć sobie,
że wtedy nie było mnie przy tobie.
- Justin, to nie twoja wina –
przerwała mu, a wymawiając jego imię, sprawiła, że na ciele chłopaka pojawiły
się dreszcze. – Poza tym niewiele byś zdziałał. To był mój czas i w sumie
cieszę się, że nie było cię wtedy przy mnie – zaśmiała się i spojrzała
szatynowi w oczy, uśmiechając się delikatnie. – Teraz przynajmniej pamiętasz
mnie taką, jaką chciałam być zapamiętana. Wciąż jestem ładna i twoja.
- Dla mnie zawsze byłaś
najpiękniejszą dziewczyną na świecie – stwierdził, uśmiechając się zadziornie.
Szatynka przewróciła oczami i objęła rękoma silne ramię Justina. – Przykro mi,
że nie mogłem ci w żaden sposób pomóc.
- To nie jest twoja wina –
wyszeptała i mocno wtuliła się w chłopaka. – To nie jest niczyja wina.
- Wiesz, że zawsze będę kochał
tylko ciebie? – zapytał cicho, na co dziewczyna skinęła głową i uśmiechnęła się
lekko. – Nikt nigdy nie zajmie twojego miejsca, Alex.
Ponownie między nimi zapanowała
chwila ciszy. Justin przymknął powieki, jednak tym razem nie uniósł ich tak
szybko, bo wiedział, że jeśli to zrobi, to jej już nie będzie.
Pierwszaaa, hehehehehehe <3
OdpowiedzUsuńJej... Nie spodziewałam się czegoś takiego po Justinie. Szczerze zachowuje sie tak samo jak on w stosunku do siostry. Co to będzie kiedy się dowie, ze Jeremy będzie miał dziecko.. I czyżby wujek Tom nie chciał się przyznać? I te schizy, że widzi Alex.. To przykre, że tak cierpi po jej stracie. Stracił ukochaną dziewczyne, koszykówke... Sądze, że Marcus nie rzuca słów na wiatr i chce uśpić tylko czujność Justina. Rozdział jest jak najbardziej świetny i w ogóle taki ajshjsahgajadf. Naprawdę, kiedyś odkupisz mi klawiaturę do laptopa. Czekam na 10, miśkuu <3
UsuńTe momenty z Jazzy są tak rozczulające, że zapominam o wszystkich wybrykach Justina. Kiedy jest dla niej szorstki to zastanawiam się co ona mu takiego zrobiła, ale jak jest taki kochany to się rozpływam <3 Mam przeczucie, że wujek coś zmieni, przynajmniej minimalnie i może Bieber przestanie obwiniać za wszystko matkę. Lubię Alex, chociaż tak naprawdę jej nie ma, ale zawsze choć trochę poprawi Justinowi humor. Czekam na następny ;*
OdpowiedzUsuńJa także uwielbiam te momenty z Jazzy. Rozpływam się na krześle, kiedy Justin jest według niej taki opiekuńczy! Poza tym strasznie lubię tę historię, bo opowiada też o miłości do koszykówki, a ja jedynie ten sport kocham, chyba jako jedna z nielicznych w moim otoczeniu :). Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńczy Justin zawsze nie może być taki kochany dla Jazzy? tak miło mi się czyta te fragmenty, w przeciwieństwie do tych, kiedy jest dla niej wstrętnym bratem! biedak tak strasznie cierpi po stracie Alex, ale przynajmniej dzięki niej, jest o ciut szczęśliwszy.
OdpowiedzUsuńŚwietne ^^ Czekam na NN ^^ Jestem ciekawa, czego dowie się Justin w sprawie choroby serca swojego wujka :D
OdpowiedzUsuńCzuję,że wujek jakoś pomoże Justinowi przejrzeć na oczy. Nie może przecież przez cały czas obwiniać matki. Jazzy jest taka urocza ;)No i szkoda mi Justina. Tak bardzo cierpi i widać jak tęskni za Alex..
OdpowiedzUsuńeh... czy ja już mówiłam, że Jazzy jest cudowna? Po prostu momenty z nią świetnie się czyta i w ogóle. Mam nadzieje, że ten Marcus tylko tak chciał postraszyć, Justina i nic nikomu nie zrobi. Widać, że Bieber tęskni za Alex i aż po prostu czytając ten fragment z nią, było mi smutno... no nic, ja zawsze za bardzo się wczuwam :D czekam na następny
OdpowiedzUsuń[possess-my-heart.blog.onet.pl]
Ech, jestem zakochana w tym opowiadaniu. Boję się, że Justinowi może się odmienić i znowu skrzywdzi Jazzy, a może nie? Wujek odgrywa tu bardzo ważną rolę. Czuję, że sprowadzi go na dobrą drogę. Końcowa scena była taka słodka, że aż się rozmarzyłam. Czekam na więcej takich scen..
OdpowiedzUsuńKredka
Z pewnością i tym razem nie będę oryginalna, bo powiem jedno: uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam Jazzy! Och, przecudowne dziecko! I ta relacja w tym rozdziale między nią, a J.! <3 i'm in love :D hahaha
OdpowiedzUsuńTa choroba Toma, hmmmmmm, zastanawiające :))
[http://dont-wake-me-up-story.blogspot.com/]
Justin w stosunku do Jezzy jest naprawdę cudowny. wszystkie momenty razem z nią powodowały uśmiech na mojej twarzy.
OdpowiedzUsuńkońcówka z Alex była najlepsza w całym rozdziale, znowu. Justin nigdy nie pogodzi się z tym, że ją stracił. Szkoda mi go, naprawdę.
wydaje mi się, że Marcus tak szybko nie odpuści i jeszcze nie raz skomplikuje życie Justina. rozdział bardzo mi się podoba i czekam na następny! :)